"Pani Clinton oczywiście prowadzi, natomiast ciągle nie jest rozstrzygnięta kwestia jej procesu. Może dojść do oskarżenia jej o złamanie prawa. Wtedy jej sytuacja dramatycznie by się zmieniła. Donald Trump prowadzi w tej chwili, ale arytmetycznie coraz dalej jest od zwycięstwa na konwekcji"- mówi, o wyborach w USA, gość "Dania do Myślenia" w RMF Classic, amerykanista z UKSW prof. Zbigniew Lewicki. Jego zdaniem Donald Trump to "nowojorski bankier, a to specyficzny typ ludzi". Prof. Lewicki dodaje, że kultura tego środowiska to "arogancja, tupet i liczenie się tylko z największymi". "Trump będąc taki, jaki jest będzie rozmawiał z Pekinem i Moskwą, a cała reszta to mało istotne rybki"- komentuje amerykanista. Ted Cruz? "To nie jest dobry wybór dla republikanów, bo to polityk słynny z tego, że ma samych wrogów i nie ma ani jednego przyjaciela"- uważa profesor. Gość RMF Classic pytany o wizytę ambasadora Paula W. Jonesa w Polsce, odpowiada: "Ambasador chciał przekazać od Waszyngtonu zaniepokojenie sytuacją, a zadaniem osób, które rządzą w Polsce jest wyjaśnienie sytuacji i argumentowanie, że nic się nie dzieje". Jego zdaniem to nie jest wtrącanie się.
Tomasz Skory: Wiele wskazuje na to, że po ostatniej nocy można już mieć niemal pewność, że w listopadowych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych zmierzą się demokratka Hilary Clinton i zapewne Donald Trump. O ile kandydatka demokratów wydaje się być osobą przewidywalną, o tyle Donald Trump uchodzi za postać nieobliczalną kompletnie. Słusznie?
Prof. Zbigniew Lewicki: Można powiedzieć tak: poczynił pan dwa założenia, z których...
...dyskusyjne, to prawda.
Żadne może się nie sprawdzić. Pani Clinton oczywiście prowadzi, natomiast ciągle jest nierozstrzygnięta kwestia jej procesu. FBI zakończyło dochodzenie, w tej chwili prokuratura przesłuchuje świadków i może dojść do oskarżenia ją o złamanie prawa. Wtedy jej sytuacja dramatycznie by się zmieniła. Z tego punktu widzenia bym nie przesądzał jej nominacji. Jeśli chodzi o Trumpa, tak, on w tej chwili prowadzi, ale arytmetycznie coraz dalej jest od zwycięstwa na konwencji. Ponieważ przegrał bardzo ważny Stan - Ohio, w którym sześćdziesięciu sześciu delegatów w całości nie trafiło do niego, do Kasicha trafiło i jeżeli on nie zdobędzie odpowiedniej liczby delegatów przed konwencją i nie wygra w pierwszej turze głosowania, to wówczas jest tak zwana otwarta konwencja. Wtedy delegaci w drugim głosowaniu nie muszą na nikogo głosować, głosują na kogo chcą.
Czyli wtedy jest szansa dla konserwatysty z Texasu - Teda Cruza na przykład?
Tak, tylko to jest też niedobry wybór dla republikanów, bo to jest polityk słynny z tego, że ma samych wrogów i ani jednego przyjaciela.
Mówimy o Trumpie?
Nie. Mówimy o Cruzie, żeby było dziwnie. Trump jednak potrafi sobie pewnych przyjaciół znaleźć, użytkowo, ale jednak. W związku z tym za Cruzem nikt nie przepada. Rubio odpadł i zaczyna być sytuacja taka, że Partia Republikańska, jak zwykle, to już jest kolejny raz, zaczyna wyrywać klęskę z paszczy zwycięstwa. Wydawało się, że mogą te wybory wreszcie wygrać, a tymczasem okazuje się, że robią wszystko, żeby odsunąć od tej możliwości najlepszych kandydatów i w związku z tym demokraci wiele nie robiąc, mogą w Białym Domu pozostać.
Trzymając się postaci Trumpa, wygaduje rzeczy niesłychane z punktu widzenia bardzo zasiedziałej w amerykańskiej tradycji poprawności politycznej, mówię o kryminalistach, gwałcicielach z Meksyku, chwali Putina, jest arogancki, bezczelny, czasami chamowaty - powiedzmy to otwarcie.
Dobrze.
Błaznuje. To nie jest poza aby?
Nie, to właśnie nie jest pozą. Proszę pamiętać, że to jest tak zwany nowojorski bankier i nie wiem, czy miał pan kiedyś okazję się z nimi spotkać. Jeden z nich był ambasadorem w Warszawie swego czasu. W związku z tym, to jest specyficzny typ ludzi. To jest kultura tego środowiska - arogancja...
...tupet.
Liczenie się tylko z największymi, pogardzanie mniejszymi. Także on w tej kulturze wyrósł i zachowuje się zgodnie z tą kulturą.
Taka byłaby polityka Stanów Zjednoczonych, gdyby to on został prezydentem?
Mówimy o zagranicznej czy wewnętrznej?
Zagranicznej.
Z zagraniczną jest pewien kłopot, ponieważ bardzo mało wiemy o tym, co Trump chciałby lub czego by nie chciał. On nie ma do tej pory - chociaż obiecywał już trzy razy, podawał dokładne terminy - zespołu ludzi, którzy by mu doradzali, jeśli chodzi o politykę zagraniczną. Co więcej, nie ma chętnych do tego, to jest największy problem Trumpa. Na ogół, jak kandydat wygrywa, to się po prostu kłębi wokół specjalistów, którzy marzą o tym, by dostać dobrą posadę w Białym Domu jakby wygrał. Nie ma Trump chętnych, tam są dwie, trzy osoby i niespecjalnie znane, niespecjalnie wybitne w swoim fachu, w związku z tym bardzo mało wiemy. Ale jedno wiemy, Trump, będąc takim, jaki jest, to znaczy, jak mówiliśmy - rozmawiamy tylko z największymi itd. - będzie rozmawiał z Pekinem, z Moskwą, a cała reszta to są takie mało istotne, może średniej wielkości rybki, może wręcz malutkie...
...nie pytam o Warszawę, ale Berlin, Londyn...
No to takiej średniej wielkości, ale wie pan, Amerykanie od dawna mają problem i to jeszcze mówi były minister obrony Gates i to nie on jeden, niech Europa wreszcie znacznie finansować własne bezpieczeństwo, niech się weźmie za siebie, a nie tylko żyje na amerykańskim garnuszku. Tak to jest, jeśli chodzi o sprawy wojskowe. Trump to powtarza i skutecznie w myśleniu, niż którykolwiek inny prezydent. To się oczywiście ani w Londynie, ani w Paryżu, ani w Berlinie podobać nie będzie, bo musiałoby to oznaczać likwidację programów socjalnych, na co żadna z tych stolic sobie nie pozwoli.