Ks. Mateusz Dziedzic, uprowadzony ponad trzy tygodnie temu w Republice Środkowoafrykańskiej, jest coraz słabszy. Dwukrotnie chorował, w tym na malarię - poinformował jego współpracownik, ks. Leszek Zieliński. W sąsiednim Kamerunie wciąż trwają negocjacje ws. uwolnienia misjonarza.
W stolicy Kamerunu Jaunde prowadzone są rozmowy na temat uwolnienia ks. Mateusza i innych zakładników, w których biorą udział przedstawiciele Watykanu, ministrowie z Kamerunu i z Republiki Środkowoafrykańskiej - poinformował ks. Zieliński. Nie był w stanie podać szczegółów negocjacji. Jego zdaniem, toczą się one prawie od tygodnia.
Duchowny przebywa na misji w Baboua, około 50 km od granicy z Kamerunem, z której w nocy z 12 na 13 października uprowadzony został ks. Dziedzic. Porywacze wywieźli go w stronę granicy z Kamerunem. Rebelianci zamierzali uprowadzić także ks. Zielińskiego, ale po dłuższych pertraktacjach zgodzili się, by jeden z duchownych został na misji. Porywacze chcą wymienić polskiego misjonarza na jednego ze swoich przywódców, który jest więziony w Kamerunie.
Według ks. Zielińskiego, w ciągu tych trzech tygodni ks. Dziedzic był dwukrotnie chory, w tym na malarię. Dzięki lekarstwom, które dostarczono mu na samym początku, udało mu się te choroby zatrzymać - podał. Zaraz po porwaniu strona kościelna nawiązała kontakt z rebeliantami i duchownemu dostarczono lekarstwa i wodę pitną.
Z tego, co wiem, ks. Mateusz czuje się coraz słabiej. Prawie cztery tygodnie w buszu nic dobrego Europejczykowi nie robią. Dlatego zależy nam, żeby jak najszybciej rozwiązać tę sprawę, bo im dłuższy pobyt w buszu, tym większe straty względem zdrowia fizycznego i psychicznego - zaznaczył ks. Zieliński.
Według niego, w połowie września rebelianci porwali 18 osób - obywateli Republiki Środkowoafrykańskiej i Kameruńczyków, a pod koniec października uprowadzili kolejnych pięciu Kameruńczyków. Mimo obecności sił pokojowych proceder porywania ludzi trwa. Na drodze od Baboua do Kamerunu co tydzień zatrzymują samochody, napadają na ludzi, żeby kraść pieniądze i pożywienie - powiedział.
Parafię w Baboua ochrania obecnie 10 żołnierzy misji pokojowej ONZ MINUSCA. Jak powiedział ks. Zieliński, 23 października doszło do próby kolejnego ataku na plebanię. Dwie grupy uzbrojonych mężczyzn w nocy zbliżyły się do ogrodzenia plebanii. Wojska MINUSCA zaczęły strzelać, żeby przepędzić tych ludzi. Nie wiadomo, kto to był. Skradali się, podchodzili z dwóch stron. Nie wiem, czy chcieli mnie porwać, czy tylko okraść plebanię - relacjonował. Wymiana strzałów koło mojego domu trwała pół godziny. Żaden z żołnierzy ONZ nie został ranny. Po tamtej stronie zabitych nie było, oni uciekli. Nie wiem, czy ktoś został ranny - dodał. Podkreślił, że od tego czasu w Baboua jest spokojnie.
Po porwaniu ks. Dziedzica w polskim MSZ powołano zespół kryzysowy, który jest w stałym kontakcie z Komisją Episkopatu Polski ds. misji, oraz zespół międzyresortowy w tej sprawie.
W Republice Środkowoafrykańskiej pracuje 32 polskich misjonarzy.
(edbie)