Komisja Europejska zaproponowała przeprowadzenie we wszystkich krajach Unii Europejskiej dwóch serii testów na przetworzonych produktach mięsnych. Miałyby one wykazać, jak często dochodzi do sprzedawania koniny jako mięsa wołowego.

Komisarz UE ds. zdrowia i ochrony konsumentów Tonio Borg powiedział na konferencji prasowej, że testy miałyby być przeprowadzone w ciągu miesiąca. Pierwsza seria objęłaby testy DNA na 2500 próbkach produktów wołowych. W ramach drugiej przebadano by 4000 próbek, w tym 1500 próbek produktów spoza UE, na obecność fenylobutazonu - leku stosowanego w hodowli koni sportowych, ale groźnego dla ludzi.  
Komisja zamierza pokryć połowę kosztów badań produktów mięsnych, które mają kosztować około 400 euro. Wyniki pierwszych badań powinny być znane w połowie kwietnia.

Polska popiera zaproponowane przez KE badania, bo tylko tą drogą można sprawdzić, czy ujawnione ostatnio fałszowanie produktów mięsnych to incydent czy może z proceder zakrojony na szeroką skalę.

Przedstawiciele naszego kraju wstępnie opowiedzieli się też za propozycją zmiany przepisów dotyczących etykietowania przetworzonej żywności. Wiceminister rolnictwa Krystyna Gurbiel zaznaczyła, że cały skandal związany z fałszowaniem produktów mięsnych jest też problemem dla polskich firm, które zostały publicznie przedstawione w złym świetle. Podkreśliła, że do tej pory nie wykryto żadnych dowodów, które pozwalałyby na twierdzenie, że mięso zawierające koninę pochodzi z polskich zakładów.

Wprowadzanie do obrotu hamburgerów zawierających koninę zostało wykryte w Irlandii. Później okazało się, że skandal dotyczy też innych krajów (m.in. Francji i Wielkiej Brytanii) oraz szerszej grupy gotowych produktów. Sprawa wywołała oburzenie zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich, gdzie zasadniczo nie jada się koniny. Polska była wskazywana jako kraj pochodzenia mięsa końskiego, jednak według Inspekcji Weterynaryjnej polskie ubojnie dostarczyły wyłącznie wołowinę.

(MN)