Szef Pentagonu Mark Esper powiedział w piątek w rozmowie telefonicznej z ministrem obrony Turcji Hulusi Akarem, że inwazja w północno-wschodniej Syrii może mieć dla Ankary poważne konsekwencje i zaapelował o deeskalację konfliktu, zanim sytuacja „będzie nie do naprawienia".

"Minister podkreślił znaczenie naszego strategicznego dwustronnego sojuszu, jednak (ocenił), że ta inwazja niesie z sobą ryzyko poważnych konsekwencji dla Turcji" - głosi komunikat Pentagonu w sprawie rozmowy, która miała miejsce w czwartek.

"Podczas rozmowy minister zdecydowanie nakłaniał Turcję do przerwania operacji w północno-wschodniej Turcji, aby Stany Zjednoczone, Turcja i nasi partnerzy mogli znaleźć sposób na deeskalację, zanim (sytuacja) będzie nie do naprawienia" - czytamy w oświadczeniu.


Turcja rozpoczęła w środę operację militarną w północno-wschodniej Syrii, wymierzoną w kurdyjskie milicje o nazwie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG), które Ankara uważa za terrorystów; są one jednak wspierane przez Zachód i stanowią główny trzon syryjskich sił SDF, które odegrały decydującą rolę w pokonaniu IS w Syrii i kontrolują obecnie większość północnych terenów kraju.

Ofensywa ruszyła po ogłoszeniu przez prezydenta USA Donalda Trumpa decyzji o wycofaniu żołnierzy amerykańskich z północnej Syrii. Kurdowie określili ją jako "cios w plecy".

W czwartek prezydent Donald Trump napisał na Twitterze, odnosząc się do tej operacji, że "rozmawia z obiema stronami" konfliktu i ostrzegł Ankarę, by "grała zgodnie z regułami gry".


Według oenzetowskiego Światowego Programu Żywnościowego od środy swoje domy w związku z ofensywą opuściło ponad 70 tys. ludzi w miastach Ras al-Ajn i Tel Abjad. Organizacja Lekarze bez Granic podała w piątek, że jedyny publiczny szpital w północno-wschodniej Syrii, w Tel Abjad, został zamknięty, ponieważ większość członków personelu uciekła w ciągu ostatnich 24 godzin z obawy przed bombardowaniem.