Wiceprezydent USA Mike Pence wezwał do przyspieszenia amerykańskiego programu kosmicznego tak, aby amerykańscy astronauci powrócili na Księżyc w ciągu najbliższych 5 lat, czyli do 2024 roku.
Przemawiając podczas posiedzenia Narodowej Rady Kosmicznej w ośrodku agencji NASA w Huntsville, w stanie Alabama, Pence oświadczył - nawiązując do słynnych słów pierwszego człowieka na Księżycu Neila Armstronga - że "nadszedł czas na kolejny wielki krok".
Nieżyjący już Armstrong oraz drugi astronauta Buzz Aldrin wylądowali na księżycowym Morzu Spokoju w lipcu 1969 roku w ramach misji Apollo 11. Program Apollo, jak dotąd jedyny program załogowych lotów na Srebry Glob, zakończył się po sześciu misjach w 1972 roku.
Tym następnym krokiem będzie powrót amerykańskich astronautów na Księżyc w ciągu najbliższych 5 lat, ustanowienie tam stałej bazy i przygotowanie się do lotu na Marsa - powiedział Pence.
Wiceprezydent podkreślił, że cele te należy osiągnąć "wszelkimi dostępnymi środkami" i dlatego NASA musi stać się "chudsza, sprawniejsza i bardziej wiarygodna". Zaznaczył, że jeśli okaże się to niezbędne zarówno rakiety jak i lądowniki NASA będą zastąpione prywatnymi.
Musimy podwoić nasze wysiłki. Wyznaczone cele można osiągnąć, ale tylko jeśli zwiększymy tempo - zadeklarował Pence.
Administrator NASA Jim Bridenstine napisał w odpowiedzi na Twitterze: "Wyzwanie przyjęte. Bierzmy się do pracy". Przewiduje on, że pierwszy lot nowego statku kosmicznego SLS, na razie bez załogi, może odbyć się już w przyszłym roku.
Według planów NASA Amerykanie mają tym razem wylądować w rejonie księżycowego Bieguna Południowego. Naukowcy sądzą, że w tamtejszych kraterach może istnieć woda w postaci lodu.
Reuter zauważa, że cele nakreślone przez Pence'a wymagać będą wydatków sięgających dziesiątków miliardów dolarów. Donald Trump potrzebuje bowiem ambitnego ogólnonarodowego programu przygotowując się do walki o reelekcję w 2020 roku. Chce też pozostawić w tyle najgroźniejszych rywali w podboju kosmosu - Rosję i Chiny.