Organizacja Wyzwolenia Palestyny i ruch al-Fatah Jasera Arafata wezwały Palestyńczyków do przestrzegania rozejmu z Izraelem "dla dobra palestyńskiej sprawy". Ulica nie chce jednak posłuchać tego wezwania. Zachodnie agencje podały, że na drodze w pobliżu miasta Tulkarem na Zachodnim Brzegu Jordanu, palestyńscy napastnicy zastrzelili jednego Izraelczyka, a innego ranili.
Do mężczyzn stojących przy ciężarówce napastnicy strzelali z przejeżdżającego samochodu. Kilka godzin wcześniej izraelskie czołgi wjechały do palestyńskiej części Hebronu. Zginęło pięciu Palestyńczyków, a piętnastu zostało rannych. Była to odpowiedź Izraela na wczorajszy atak bojówkarza palestyńskiego, który przebrany za izraelskiego żołnierza zabił na dworcu autobusowym w Afulii trzy osoby, a ranił szesnaście. Wkroczenie czołgów do Hebronu to rezultat decyzji izraelskiego rządu o podjęciu wszelkich możliwych działań dla powstrzymania terroryzmu palestyńskiego. Premier Izraela Ariel Szaron zaapelował jednocześnie do zachodnich demokracji i Ameryki: „Nie będziemy drugą Czechosłowacją, którą poświęcono w 1939 roku dla ratowania pokoju” – powiedział Szaron. Dodał, że nie pozwoli na pozyskiwanie sympatii świata arabskiego kosztem Izraela.
Działania Jerozolimy oznaczają praktycznie zerwanie porozumienia o wstrzymaniu ognia. Izraelczycy zarzucają władzom Autonomii Palestyńskiej, że nie wywiązywały się one z zawartych porozumień. Jednym z nich miało być aresztowanie najbardziej aktywnych terrorystów z Hamasu i Islamskiego Dżihadu, którzy ukrywają się na terenach Autonomii. „Dostarczyliśmy im listy i adresy, a Arafat nie zrobił nic w tym kierunku” - tłumaczą władze Izraela.
Dziś należy się spodziewać wzmożonych niepokojów na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy. Zawsze w piątki po modłach w meczecie dochodzi do starć w zapalnych punktach Autonomii.
foto Archiwum RMF
12:25