Setki tysięcy osób wyszły na ulice Hongkongu, by zaprotestować przeciwko zmianom prawa ekstradycyjnego, umożliwiającym przekazywanie podejrzanych władzom Chin kontynentalnych. Mógł to być największy marsz protestu w mieście od 2003 roku.
Marsz ruszył ok. godz. 14.30 czasu miejscowego (godz. 8.30 w Polsce) z Parku Wiktorii w kierunku budynku lokalnego parlamentu. Jak podaje publiczna stacja RTHK, tłum był tak wielki, że po czterech godzinach tysiące ludzi wciąż czekały w parku, by rozpocząć marsz.
Policja oszacowała, że z Parku Wiktorii wyruszyło 153 tys. osób, ale według organizatorów w na ulice wyszło ponad 500 tys. ludzi. W 2003 roku pół miliona osób uczestniczyło w wielkim marszu przeciwko prawu dotyczącemu bezpieczeństwa narodowego.
Do wieczora czasu miejscowego pojawiły się doniesienia o siedmiu osobach zatrzymanych na trasie przemarszu pod zarzutami kradzieży, napaści na policjantów czy niszczenia mienia.
Protestujący skandowali hasło: "nie dla ekstradycji do Chin, nie dla złego prawa". Wśród sloganów na transparentach był między innymi apel do szefowej administracji Hongkongu Carrie Lam, by "sama poddała się ekstradycji".
Wkrótce odbędzie się głosowanie parlamentarne w sprawie projektu zmian prawa ekstradycyjnego, wniesionego przez lokalny rząd Hongkongu. Jeśli nowelizacja zostanie uchwalona, umożliwi przekazywanie podejrzanych w sprawach kryminalnych władzom krajów i regionów, z którymi Hongkong nie miał dotąd umowy ekstradycyjnej.
Kontrowersje wzbudza możliwość transferu osób podejrzanych do Chin kontynentalnych. Wielu Hongkończyków nie ma zaufania do systemu prawnego na kontynencie, gdzie sądy uznają 99,9 proc. oskarżonych za winnych - podała RTHK. Wielu obawia się również, że Pekin może wykorzystywać fałszywe zarzuty, by ścigać dysydentów i krytyków absolutnej władzy Komunistycznej Partii Chin (KPCh).
Obawy, że zmiany prawa ekstradycyjnego nadwyrężą praworządność i swobody obywatelskie w Hongkongu, wyrażały również USA, UE i zagraniczne grupy biznesowe w mieście. Ostatni brytyjski gubernator Hongkongu Chris Patten ocenił, że nowelizacja będzie "strasznym ciosem" dla "praworządności, dla stabilności i bezpieczeństwa Hongkongu, dla pozycji Hongkongu jako międzynarodowego hubu handlowego".
Rząd Hongkongu twierdzi, że zmiany przepisów nie będą miały negatywnego wpływu na wolność wypowiedzi, zgromadzeń czy dyskursu akademickiego. Lokalne władze zapewniają, że nie będą przekazywały osób ściganych w związku z zarzutami politycznymi. Zdaniem rządu nowelizacja przewiduje również odpowiednie zabezpieczenia prawne, m.in. konieczność udzielenia przez stronę występującą o przekazanie podejrzanych gwarancji związanych z prawami człowieka.