Szampan jest francuski - produkuje się go tylko w jednym francuskim regionie, Szampanii, stąd nazwa. Ale pije na całym świecie, w ilościach o wiele większych niż w ojczyźnie. To jednak Anglicy jako pierwsi zauważyli, że naturalną skłonność do pienienia się, można w szampańskim winie wzmocnić drugą fermentacją.
Od ostatniej ćwierci XVII wieku londyńscy kupcy, którzy z Szampanii sprowadzali białe wino w beczkach, rozlewali je do butelek i wytwarzali w nich dwutlenek węgla, obficie słodząc melasą. Mogli tak postępować, dlatego że nowa technika - również angielska - pozwoliła na produkcję wytrzymalszych butelek.
Minęło wiele lat zanim "sparkling champaign" (musujący szampan) powrócił nad Marnę. Gdy jednak powrócił, skończyło się bezpowrotnie angielskie chałupnictwo i pieniące się wino znów stało się w stu procentach francuskie. Wciąż jednak najwięcej kupowali go Anglicy.
W XIX wieku z Anglikami konkurować zaczęli jako klienci, rosyjscy arystokraci z carem na czele, którzy sprowadzali ponad połowę produkcji wielkich, dzięki nim, marek: Roederer, Moet i Veuve Clicquot (wdowa Clicquot). Szampan Veuve Clicquot, jako "wdowa" lub "klikowskoje", opiewany był przez rosyjskich klasyków od Puszkina, poprzez Gogola do Czechowa.
Veuve Clicquot, czyli pani Barbe-Nicole Clicquot z domu Ponsardin, zwana "wielką damą Szampanii", zasłużyła sobie szczególnie na sympatię Rosjan. A to dlatego, że gdy car przyłączył się w 1805 roku do koalicji antynapoleońskiej, co zamykało handel z Rosją, potrafiła przełamać ustanowioną rok później blokadę kontynentalną i znaleźć drogę do Petersburga dla swych butelek.
Veuve Clicquot naprawdę zalała rosyjski rynek swym szampanem po abdykacji Napoleona w roku 1814. Pomogła jej zapewne darmowa reklama na stronach dzieł największych pisarzy rosyjskich XIX stulecia. Szampan wdowy Clicquot pito w Rosji aż do zdobycia władzy przez bolszewików.
Po wielu latach zastąpiło go "sowieckoje szmapanskoje". Starzy ludzie wspominali, że Veuve Clicquot miała dewizę: "nasze wino jest tylko jednej jakości, najwyższej".
Wdowa nie zadawalała się eksportem do Rosji. Sprzedawała swój szampan w całej Europie, a od 1820 roku również w Stanach Zjednoczonych. Za największego promotora szampana w Ameryce uważa się jednak Charles’a Heidsiecka, który w połowie XIX wieku popłynął ze swym pienistym nektarem na podbój Stanów Zjednoczonych, stał się ulubieńcem nowojorskich elit, zbankrutował, odbił się znowu od dna i pozostał w amerykańskiej legendzie i historii, jako Champagne Charlie, czyli Karolek Szampański.
Amerykanie dosyć szybko stali się drugimi po Brytyjczykach konsumentami szampana. I tak jest do dzisiaj. Producenci tego trunku, bardzo dotkliwie odczuwają pandemię, która jak to określają, "zabrała święta" w większości krajów europejskich. A najwięcej szampana wypija świat na Sylwestra. Koronawirus spowodował "dramatyczny" spadek konsumpcji we Francji. Całą nadzieję na ograniczenie strat pokładają w Ameryce.
Jak donosił niedawno dziennik "Le Monde", wyborcy Joe Bidena wykupili niemal cały szampan z amerykańskich sklepów. Wg "lakierników", jak nazywa tamtejsza Polonia sklepy z alkoholem, w Nowym Jorku, gdy ogłoszono jego zwycięstwo, w jeden dzień sprzedano więcej szampana niż na dwa ostatnie Sylwestry razem.
Jak pisze "Le Monde", przeważająca większość spośród 26 milionów butelek eksportowanych do USA wykupowana jest na Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżu oraz w wielkich metropoliach. Tam, gdzie kandydat demokratów uzyskał najwięcej głosów, tam, gdzie żyje wyższa klasa średnia, która korzysta z globalizacji i którą stać jeszcze na zapłacenie co najmniej 35 dolarów za butelkę - gdyż rzadko kiedy można tam dostać szampana poniżej tej ceny. Wskazuje to wyraźnie - pisze autorka artykułu - że "elektorat Bidena jest bogatszy i wykształcony". To nie jest Ameryka prostych ludzi, którzy w większości głosowali na Donalda Trumpa.