Z przylądka Canaveral na Florydzie wystartowała w środę po południu rakieta Ares 1-X. Nie doleciała jednak na orbitę, bo po dwóch minutach lotu pierwszy stopień rakiety został wyłączony, oddzielił się od makiety statku kosmicznego i zaczął spadać w kierunku Ziemi. A wszystko to odbyło się zgodnie z planem, bo misja ma charakter testowy.
Ta rakieta ma stanowić napęd dla nowego pojazdu kosmicznego Orion, który zastąpi wysłużone wahadłowce w misji wynoszenia załóg Międzynarodowej Stacji Kosmicznej na orbitę. Być może podobna rakieta wyniesie w kosmos także kolejny pojazd księżycowy.
NASA nie może jednak być tego pewna. Administracja Baracka Obamy nie okazuje szczególnego entuzjazmu dla projektu. Rozważa inne opcje, stąd sukces środowego testu ma kluczowe znaczenie. Silnik rakiety opadł do Oceanu Atlantyckiego na spadochronach. Po odnalezieniu i przetransportowaniu na ląd zostanie dokładnie zbadany. Wtedy dowiemy się, czy wszystko poszło całkowicie zgodnie z planem. Na razie wygląda na to, że test się powiódł...