Rosja chce jak najszybszego spotkania ministrów spraw zagranicznych państw, które mogą pomóc w przywróceniu pokoju na izraelsko-libańskiej granicy. Spotkanie miałoby się odbyć w Rzymie - najprawdopodobniej za cztery dni.
Amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice, która jutro jedzie na Bliski Wschód ostrzega, że sam rozejm nie wystarczy. Jeśli chcemy tylko zawieszenia broni, które nic nie zmieni, a tylko przypieczętuje obecny układ, musimy się liczyć z tym, że wrócimy tam za 6, może 9 miesięcy, może za rok, negocjując kolejny rozejm, bo Hezbollah znów postanowi wykorzystać południowy Liban jako sanktuarium, z którego może ostrzeliwać Izrael - przekonuje Rice.
Jak twierdzi tygodnik „Time”, Waszyngton chce wykorzystać chaos na Bliskim Wschodzie do własnych politycznych celów. Condoleezza Rice podczas swej wizyty będzie się starała stworzyć swoistą koalicję państw arabskich. Arabskich sojuszników, którzy staną przeciwko Hezbollahowi, a w dalszej perspektywie także przeciwko wspierającemu szyicką organizację Iranowi.
Izrael otworzył specjalne korytarze humanitarne, którymi do Libanu dostarczana jest pomoc dla ludności cywilnej. Oenzetowski podsekretarz ds. humanitarnych podkreśla jednak, że dotarcie do wszystkich potrzebujących jest bardzo trudne. Jan Egeland tłumaczy, że albo jest to zbyt niebezpieczne, albo dotarcie do poszkodowanych jest niemożliwe ze względu na zniszczenia.
Izraelskie wojska lądowe przejęły kontrolę nad trzecią wioską w południowym Libanie. Wcześniej dowództwo izraelskiej armii przyznało - po informacjach przedstawiciela oenzetowskich sił pokojowych - że żołnierze państwa żydowskiego już od kilku dni przebywają na pozycjach w południowym Libanie.
Wcześniej Izrael zaprzeczał stałej obecności żydowskich żołnierzy w Libanie. Przyznał jedynie, że izraelskie oddziały lądowe wkroczyły kilka kilometrów w głąb Libanu. Zapewniał jednak, że to wyłącznie operacje wypadowe na ograniczoną skalę.
Teraz jednak w swych komunikatach wojskowych zmienia i terminologię. Nie mówi już o "wypadach" wojsk na libańską stronę granicy, lecz o ograniczonej operacji wojsk lądowych w Libanie. Jednocześnie informuje o kolejnych atakach rakietowych na północny Izrael. Pociski wystrzelone przez Hezbollah spadły przed południem m.in. na Karmiel, Kiryat Szmonę, Nahariję i Rosz Pina; 10 osób zostało rannych.
Z kolei - jak pisze internetowy portal Debka, powołując się na źródła wojskowe - izraelskie oddziały prowadzą też operacje w środkowym i wschodnim Libanie. Debka twierdzi, że kilkukrotnie ścigając terrorystów Hezbollahu przekroczyły nawet granicę z Syrią. Izraelskie lotnictwo niszczy transporty broni dla Hezbollahu z Syrii, atakując konwoje także po syryjskiej stronie granicy.
Czy więc istnieją plany lądowej inwazji na Liban? Według „San Francisco chronicie” Izrael przygotował plan wojny na pograniczu z Libanem już ponad rok temu. Strategia została wcielona w życie, gdyż szyickie bojówki Hezbollahu zaczęły być militarnie coraz silniejsze – twierdzi gazeta. Zgodnie z tym planem - kampania miała trwać trzy tygodnie.
W pierwszym tygodniu celem ataku miały być centra dowodzenia Hezbollahu, a także drogi i mosty, czyli główne arterie komunikacyjne. Drugi tydzień to precyzyjne ataki na wyrzutnie rakietowe i magazyny broni. W trzecim tygodniu - siły lądowe Izraela w większej masie wkraczają na teren Libanu, ale tylko po to, by zniszczyć wcześniej rozpoznane cele.
Ten rozpisany znaczenie wcześniej izraelski scenariusz inwazji nie przewidywał ponownej okupacji południa Libanu - napisał wczoraj "San Fancisco Chronicle".
Na razie trwa przede wszystkim operacja z powietrza. W ciągu ostatniej doby izraelskie lotnictwo zbombardowało sto pięćdziesiąt celów na południu Libanu, opanowanym przez Hezbollah. Wśród zaatakowanych obiektów były zwłaszcza magazyny z bronią, wyrzutnie rakietowe i drogi łączące Liban z Syrią. Posłuchaj relacji bliskowschodniego korespondenta RMF FM Elego Barbura:
Bombardowania zniszczyły m.in. maszt libańskiej telewizji i stację przekaźnikową telefonii komórkowej.