"Niektórzy zamiast robić burdel, powinni lepiej rozejrzeć się, czy nie znajdą pracy" - to najczęściej komentowane w czwartek słowa francuskiego prezydenta. Emmanuel Macron wypowiedział je w środę podczas wizyty w ośrodku szkoleniowym w Egletons w Nowej Akwitanii.
Dziennik "Le Figaro" informuje, że na krótko przed przyjazdem prezydenta do ośrodka przed budynkiem demonstrowało ok. 150 pracowników i osób zwolnionych z firmy GM&S produkującej podzespoły dla koncernów samochodowych PSA (Peugeot) i Renault. Niezbędna była interwencja policji.
Zdaniem gazety, Macron podczas wizyty zaskoczony był obecnością kamery francuskiej stacji telewizyjnej BFMTV. Jego wypowiedź padła, gdy Alain Rousset, przewodniczący rady regionalnej Nowej Akwitanii, narzekał w rozmowie z prezydentem, że nie może znaleźć kandydatów do pracy w zakładach odlewniczych Constellium w Ussel, położonym ok. 30 kilometrów od Egletons.
Macron odpowiedział na to z irytacją: "Niektórzy zamiast robić burdel, powinni lepiej rozejrzeć się, czy nie znajdą tam pracy, bo mają kwalifikacje".
Macron chce złamać swój wizerunek elitarnego bankiera - tak wypowiedź prezydenta skomentował tygodnik polityczny "L’Express". Gazeta podkreśla, że wielu polityków wyraziło oburzenie wypowiedzią prezydenta, wyrażającą brak szacunku dla bezrobotnych.
Badanie przeprowadzone dla "Le Figaro", a opublikowane w czwartek przez Kantar, pokazuje, że Macron jest coraz bardziej krytykowany i nazywany "prezydentem bogatych".
Zaufanie do Macrona jest zbliżone do tego, jakim (prezydent) Francois Holland cieszył się pięć lat temu - czytamy w gazecie.
To nie pierwszy raz, gdy prezydent Francji wypowiada kontrowersyjne słowa pod adresem obywateli. Na początku września, odnosząc się do demonstracji przeciwko reformie prawa pracy, Macron stwierdził, że nie cofnie się przed "leniuchami", "cynikami" i "ekstremą".
Wówczas sekretarz generalny CGT Philippe Martinez stwierdził, że "tymi słowami Macron obraził Francuzów".
(adap)