8 izraelskich żołnierzy zginęło, 22 zostało rannych w starciach z bojownikami Hezbollahu w mieście Bint Dżbel w południowym Libanie. Dla izraelskich wojsk to najkrwawszy dzień od początku konfliktu. Wg generałów izraelskiej armii, starcia mają trwać jeszcze co najmniej kilka tygodni.
Wczoraj izraelska bomba lotnicza zniszczyła posterunek obserwacyjny sił pokojowych ONZ w południowym Libanie; zginęły 4 osoby – z Austrii, Kanady, Chin i Finlandii. Wielu przedstawicieli ONZ podejrzewa, że Izrael rozmyślnie zaatakował posterunek. Tym bardziej, że pojawiły się doniesienia, że obserwatorzy dzwonili do izraelskich łączników wojskowych co najmniej 10 razy, alarmując, że pociski spadają bardzo blisko ich posterunku. Izraelczycy obiecywali, że wstrzymają ostrzał, ale tego nie zrobili.
Rzecznik izraelskiego rządu nie potrafił potwierdzić ani zdementować tych informacji.
Izrael zapowiedział także okupację przygranicznego pasa w południowym Libanie, dopóki nie zostaną tam rozmieszczone międzynarodowe wojska. A tu są same niewiadome. Nie ma jasności, jak liczne miałyby być te siły, kto miałby dać im mandat, i jak duża miałaby być ich rola. Nie jest też pewne, jakie państwa wezmą udział w misji – raczej nie będzie to Polska, bo nasi żołnierze są już w Iraku oraz Afganistanie i na więcej misji po prostu nas nie stać.