63 miejsca dla rządzącej partii Al-Fatah, 58 dla Hamasu - takie są sondażowe wyniki wyborów parlamentarnych w Autonomii Palestyńskiej. Palestyńczycy czekają na oficjalne rezultaty, ale już teraz wiadomo, że dobiegły końca samodzielne rządy partii prezydenta Mahhmuda Abbasa.
Nie wiadomo, czy ugrupowaniu prezydenta Mahmuda Abbasa uda się utrzymać władzę tylko w koalicji z lewicowymi stronnictwami, czy też Al-Fatah zgodzi się oddać Hamasowi kilka mniej ważnych resortów w zamian za przedłużenie rozejmu z Izraelem.
Jak palestyńskie wyniki przyjmuje Waszyngton, który obawiał się zwycięstwa uznawanego przez świat za terrorystów Hamasu? Posłuchaj korespondenta RMF Jana Mikruty:
Na trzy godziny przed zamknięciem lokali dane mówiły, że swoje głosy zdążyło oddać prawie 58 procent uprawnionych. Najwyższą frekwencję zanotowano w Rafah na południu Strefy Gazy, a także w samym mieście Gaza, gdzie głosowało do tego momentu 65 procent uprawnionych.
W Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu uprawnionych do głosowania było milion 300 tysięcy Palestyńczyków. Od początku tygodnia swoje głosy oddało już 60 tysięcy policjantów, którzy pilnowali bezpieczeństwa w lokalach wyborczych.
Ku ogólnemu zaskoczeniu palestyńskie wybory okazały się prawdziwym pokazem demokracji. Być może jest to objaw zmęczenia Palestyńczyków długotrwałym konfliktem, a zarazem zwiastun wznowienia rozmów z Izraelem. Jeśli takie nastroje rzeczywiście panują wśród większości mieszkańców Autonomii, może to ułatwić Fatahowi utworzenie rządu, a być może zmusić Hamas do rezygnacji z terroru.
To pierwsze palestyńskie wybory parlamentarne od 10 lat. Niezależnie od wyników głosowania przewiduje się, że obliczanie głosów i rokowania koalicyjne mogą potrwać kilka tygodni. Stany Zjednoczone i Izrael już zapowiedziały, że jeżeli w skład rządu wejdą członkowie Hamasu, to nie będą współpracować z takim gabinetem. Hamas znajduje się bowiem na liście organizacji terrorystycznych zarówno w USA i Izraelu, jak i w Europie.