Zapowiedzi wprowadzenia ceł na chińskie i amerykańskie produkty to niebezpieczna gra; poważna oferta ze strony Pekinu mogłaby powstrzymać dalszą eskalację sporu, który może okazać się kosztowny - pisze w czwartek dziennik "Financial Times". "Dobra wiadomość jest taka, że obie strony nadal mają czas, by się wycofać" - czytamy
"FT" przypomina bowiem, że na razie nie wprowadzono ani najnowszych ceł karnych, zapowiedzianych przez administrację prezydenta Donalda Trumpa, czyli 25-procentowych taryf na warte 50 mld USD towary technologiczne i przemysłowe, ani ogłoszonych w środę działań odwetowych Chin, jakimi są również 25-procentowe cła na m.in. soję, samochody i chemikalia, których wartość importu do Chin wyniosła w 2017 roku 50 mld USD.
Przed wdrożeniem ceł USA zapowiedziały miesięczne konsultacje z biznesem, a Chiny wskazały, że poczekają na Stany Zjednoczone.
Zła wiadomość jest taka, że według ekipy Trumpa przed najnowszą eskalacją obie strony już były przy stole negocjacyjnym i rzekomo robiły postępy - pisze "FT".
Są powody, by myśleć, że może już nie być od tego odwrotu, biorąc pod uwagę sprzeczne cele i uprzedzenia obu narodów.
Trump i jego doradcy wyraźnie mówią o konieczności ukarania Chin za nieuczciwe praktyki handlowe, ale mniej wyraźnie o tym, jak powinien wyglądać kolejny krok, jeśli okaże się, że Chińczyków trudno jest zastraszyć. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że mogą nawet myśleć, iż kolejny krok nie jest konieczny - czytamy.
Zdaniem "FT", Trump wierzy, że już sam deficyt handlowy z Chinami sprawia, iż USA są biedniejsze. Może też myśleć, że dzięki temu, iż chińskie produkty będą droższe dla amerykańskich nabywców, USA się wzbogacą, gdyż Amerykanie będą zachęcani do kupowania swoich produktów.
Jednak obie te konkluzje są błędne, gdyż wiele chińskich towarów, w które uderzą cła Trumpa, to półprodukty. Nałożenie na nie taryf sprawi, że amerykańskie wyroby, np. samochody, będą droższe i mniej konkurencyjne.
Handel w stylu lat 80., gdy dominowała dwustronna wymiana produktów, to już przeszłość; zastąpił ją system globalnego łańcucha dostaw. Jednak ta prawda może nie mieć znaczenia. Biorąc pod uwagę zobowiązania ideologiczne administracji USA, ból ekonomiczny może przyczynić się do tego, że będzie ona bardziej zawzięta - czytamy.
Z kolei Chińczycy mogliby uznać, że najlepszą opcją jest przedłużanie negocjacji do czasu po kolejnych wyborach prezydenckich. Jednak w tym okresie obie gospodarki mogłyby poważnie ucierpieć.
Jak czytamy, najlepszą nadzieją na złamanie tego impasu byłoby zaoferowanie przez Chiny poważnych koncesji dotyczących polityki handlowej. Według "FT" to Chiny powinny ustąpić, gdyż niezależnie od tego, jak bardzo Trump myli się co do podstawowych zasad ekonomii czy tego, jak działa światowy handel, ma rację jeśli chodzi o nieuczciwe praktyki handlowe Chin.
Nie ma wątpliwości, że chińskie firmy nadużywają praw własności intelektualnej zachodnich firm. Wydaje się też, że wiele chińskich globalnych firm korzysta z niejawnych lub jawnych dotacji państwowych i wsparcia.
Ogłoszenie przez Chiny konkretnych działań, zamiast samych propozycji lub planów dalszych rozmów, dałoby administracji Trumpa publiczne zwycięstwo i otworzyłoby drogę do wycofania się z zapowiedzianych taryf - pisze "FT".
Zdaniem gazety, idealnym początkiem byłoby poluzowanie wymogu, by zagraniczne firmy działające w Chinach tworzyły spółki joint venture z chińskimi partnerami, a także plan egzekwowania praw własności intelektualnej zagranicznych firm i monitorowania cyberszpiegostwa przemysłowego. Są to bowiem obszary budzące głębokie zaniepokojenie rządów w Europie i USA.
Oczywiście Chiny mogą nie chcieć tego rozważyć. Ale brak konkretnych działań spotka się z uzasadnionym sceptycyzmem i grozi dalszą eskalacją sporu z USA, który może okazać się kosztowny. Jeśli Chiny zrobią pierwszy krok, możliwy jest powrót do pragmatycznych rozważań - konkluduje "FT".
(ph)