Burzliwa debata w izraelskim parlamencie. Poszło o ocenę i przyszły plan działań armii Izraela w Libanie. Minister obrony Amir Perec zapowiedział, że Izrael rozszerzy akcje militarne przeciwko Hezbollahowi. Wykluczył też możliwość natychmiastowego rozejmu.
Przemówienie Pereca w Knesecie było raz po raz przerywane gniewnymi okrzykami arabskich parlamentarzystów, którzy oburzali się na atakowanie celów cywilnych w Libanie.
A wymiana ognia na pograniczu izraelsko–libańskim trwa nadal, mimo że po tragedii w Kanie Izrael zadeklarował 48-godzinne wstrzymanie nalotów. Ostrzał prowadzi izraelska artyleria i marynarka wojenna. Hezbollah odpowiada atakami rakietowymi.
Poza tym, premier Ehud Olmert zadeklarował, że w ciągu najbliższych dni Izrael nie przestanie atakować pozycji Hezbollahu. - Nie będzie zawieszenia broni, dopóki nie będziemy mieli pewności, że naszym obywatelom nic nie grozi - powiedział.
Hezbollah celowo umieszcza swe bazy w miejscach zamieszkanych przez ludność cywilną - podkreśla przedstawiciel izraelskiej armii. W ocenie generała Ido Nechoshtana potrzeba jeszcze dwóch tygodni, by rozbić Hezbollah. Izraelska telewizja doniosła, że zniszczone zostały już dwie trzecie należących do Hezbollahu rakiet dalekiego zasięgu.
Według izraelskiej armii, do tej pory Hezbollah wystrzelił na północny Izrael prawie 1800 rakiet, zabijając 18 osób. Wielu mieszkańców tych rejonów opuściło swoje domy. Uciekinierzy całymi rodzinami koczują u krewnych lub przyjaciół w bezpieczniejszych częściach kraju. Nasz bliskowschodni korespondent Eli Barbur rozmawiał z uchodźcami, których spotkał w przydrożnym barze koło Tel Awiwu.
Jeszcze w tym tygodniu zakończą się walki w Libanie – uważa Condoleezza Rice. By tak się stało, musi zostać przyjęta rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ dotycząca tego kraju. Według szefowej amerykańskiej dyplomacji dokument ten powinien zawierać trzy elementy: warunki zawieszenia broni, wskazówki polityczne, które zapewniłyby długotrwałą stabilizację oraz zasady rozmieszczenia sił pokojowych ONZ.
Naszym zdaniem, by wprowadzić zawieszenie broni, w pobliże niebieskiej linii rozdzielającej Liban i Izrael powinny wejść libańskie siły zbrojne. Oddziały stabilizacyjne działałyby dzięki koordynacji i wsparciu ze strony libańskiej armii - tłumaczyła Rice.
Teoretycznie spokoju na południu Libanu powinna pilnować libańska armia. Ale po zakończeniu izraelskiej okupacji w maju 2000 roku na terenach tych kontrolę przejął Hezbollah. Władze w Bejrucie nie chciały wysłać tam swych wojsk, bo twierdziły, że Izrael nie oddał Libanowi wszystkich ziem. Zamiast granicy przyjęto więc umowną niebieską linię oddzielającą Liban i Izrael.
Rada Bezpieczeństwa ONZ jednomyślnie przyjęła oświadczenie potępiające Izrael za nalot na libańską Kanę, gdzie zginęło ponad 60 osób, w tym 37 dzieci. W oświadczeniu ONZ wbrew naleganiom sekretarza generalnego ONZ Kofi Annana nie znalazł się apel o natychmiastowy rozejm. Przeciw temu oponowały Stany Zjednoczone. Jak wyjaśnił ambasador USA przy ONZ John Bolton, w opinii Waszyngtonu przyniosłoby to jedynie powrót do sytuacji sprzed konfliktu, nie zaś jego trwałe rozwiązanie.
Domagaliśmy się bardziej zdecydowanych działań i ostrzejszych słów - przyznaje przedstawiciel Libanu przy ONZ. Niemniej Nuhad Mahmud wierzy, że w oświadczeniu Rada zobowiązała się do dalszych kroków.
Oświadczenie ONZ podkreśla konieczność zapewnienia długofalowego i trwałego zawieszenia broni. Apeluje też do obu stron konfliktu o zapewnienie natychmiastowego i nieograniczonego dostępu do pomocy humanitarnej.
A do Libanu, po raz pierwszy od rozpoczęcia militarnej ofensywy Izraela, dotarli przedstawiciele Czerwonego Krzyża. Poinformowali oni, że spod gruzów trzech libańskich wiosek wydobyto 25 ciał. Wysłannicy organizacji mają się zająć ewakuacją Libańczyków, którzy zostali ranni lub stracili dach nad głową. Libańczycy masowo uciekają z zagrożonych nalotami terytoriów – media donoszą o wielokilometrowych sznurach samochodów, ciągnących się z górskich wiosek w stronę Bejrutu.