Trzech żołnierzy międzynarodowej koalicji i dwóch żołnierzy irackich zostało rannych w sobotę w wyniku ostrzału bazy Tadżi pod Bagdadem przy użyciu 33 rakiet typu Katiusza - poinformowało amerykańskie dowództwo koalicji.

Żadna grupa nie przyznała się do ataku, który w przeciwieństwie do ostatnich, miał miejsce w ciągu dnia - zauważa agencja Reutera.

W podobnym ostrzale rakietowym na bazę Tadżi w środę zginęło dwóch amerykańskich żołnierzy i jeden brytyjski. Co najmniej 10 żołnierzy zostało rannych, wśród niech jeden Polak, ucierpiało także kilkunastu członków personelu bazy.

Waszyngton oskarża wspieraną przez Iran szyicka milicję Kataib Hezbollah o środowy atak. Z tego powodu siły amerykańskie przeprowadziły odwetowe naloty w nocy z czwartku na piątek na pięć pozycji Kataib Hezbollah w Iraku, w których zginęło sześciu Irakijczyków. Według oficjalnych danych irackich żadna z ofiar nie należała jednak do milicji.

Irackie wojsko zaapelowało w sobotę, by ani Stany Zjednoczone, ani inne obce siły nie wykorzystywały ostatniego ataku jako pretekstu do podjęcia działań wojskowych bez zgody Iraku. Kraj ten potępił amerykańskie naloty w piątek, twierdząc, że stanowiły naruszenie jego suwerenności i skierowane były przeciwko jego siłom zbrojnym.

Wspierane przez Iran grupy paramilitarne regularnie bombardują i ostrzeliwują amerykańskie bazy w Iraku, a także obszar wokół ambasady USA w Bagdadzie. Stany Zjednoczone z kolei przeprowadziły kilka ostrzałów w Iraku, m.in. zabijając w styczniu dowódcę elitarnej irańskiej jednostki Al-Kuds, generała Kasema Sulejmaniego, i założyciela Kataib Hezbollah Abu Mahdiego al-Muhandisa.

Według Reutera wielu Irakijczyków uważa, że to oni najbardziej cierpią z powodu napięć amerykańsko-irańskich, a niektórzy, w tym premier Adil Abd al-Mahdi, wzywają wojska USA do opuszczenia kraju. Parlament iracki głosował za wydaleniem obcych wojsk już w styczniu.