Gwałtowne powodzie, spowodowane przez burzę Dana, przetoczyły się przez południową i wschodnią Hiszpanię. Lokalne władze Walencji poinformowały o pierwszych ofiarach śmiertelnych.

Burze w największym stopniu doświadczyły Andaluzję na południu kraju, Walencję na wschodzie oraz Kastylię La-Manchę, a szczególnie prowincję Albacete, gdzie zaginęło sześć osób.

Szef regionalnego rządu Walencji Carlos Mazon potwierdził, że na zalanych obszarach znaleziono kilka ofiar śmiertelnych. Nie podał jednak dokładnej lokalizacji ani liczby odnalezionych ciał. Wezwał mieszkańców prowincji do pozostania w domach.

W Walencji zawieszono całkowicie ruch kolejowy, w tym szybkie połączenie z Madrytem. W mieście nie kursuje również metro. W kilku gminach tej wschodniej prowincji zawieszono w środę zajęcia w szkołach, zamknięte zostały również parki i cmentarze.

Nagrania publikowane w internecie pokazują rwącą wodę, która znosi samochody z ulic i zalewa niższe kondygnacje budynków. We wtorek przed północną media donosiły z Walencji o ludziach uwięzionych w samochodach.

Pasy startowe lotniska w Walencji zostały całkowicie zalane. Część lotów przekierowano, a niektóre zostały odwołane.

"Największe zniszczenia spowodowało wylanie rzeki Magro. W niektórych miejscach spadło nawet 400 litrów na metr kwadratowy w ciągu kilku godzin" - donosi dziennik "El Pais".

Burza spowodowała około 870 incydentów w Andaluzji, południowej wspólnocie autonomicznej Hiszpanii, gdzie pogoda pogorszyła się już w poniedziałkowy wieczór.

Pełną gotowość służb ratunkowych potwierdził premier Hiszpanii Pedro Sanchez, który we wtorek przebywał z oficjalną wizytą w Indiach. Rząd powołał komitet kryzysowy do monitorowania skutków burzy. Solidarność z poszkodowanymi wyraziła również hiszpańska rodzina królewska.

Według hiszpańskich służb meteorologicznych burze mają trwać do czwartku.