Dziennikarze zachodnich mediów relacjonujący tragiczną powódź w Chinach byli atakowani na ulicach i w internecie, gdzie padały groźby śmierci. Agresję podsycały organy partii komunistycznej - oświadczył Klub Korespondentów Zagranicznych (FCC) w Pekinie.
W mieście Zhengzhou, gdzie w wyniku powodzi zginęły dziesiątki osób, rozgniewany tłum otoczył reporterów niemieckiej stacji Deutsche Welle i amerykańskiego dziennika "Los Angeles Times". Przerwano też pracę ekipy agencji AP i zgłoszono ją na policję, a dziennikarze AFP zostali zmuszeni do usunięcia nagrań - wynika z oświadczenia FCC.
Retoryka organizacji związanych z rządzącą Chinami partią komunistyczną bezpośrednio zagraża fizycznemu bezpieczeństwu zagranicznych dziennikarzy w Chinach i utrudnia swobodne opisywanie wydarzeń - napisano.
Klub wymienia przykład oddziału młodzieżówki Komunistycznej Partii Chin w prowincji Henan. Poprosił on 1,6 mln internautów obserwujących jego konto o donoszenie, gdzie znajduje się korespondent BBC Robin Brant, który stał się celem szczególnie zaciekłej nagonki w sieciach społecznościowych.
"Wśród komentarzy pod tym wpisem znalazły się groźby śmierci pod adresem naszego zespołu. Dziennikarze innych mediów relacjonujący sytuację w Henanie napotykali później rozgniewany tłum szukający ekipy BBC" - napisała brytyjska stacja w oświadczeniu zamieszczonym na Twitterze.