Samolot Bombardier Challenger 850, który media wiążą z prezydentem Białorusi Alaksandrem Łukaszenką, odleciał w niedzielę do Turcji - podał rosyjski portal Znak.com. Powołał się na dane serwisu śledzącego ruch samolotów Ads-B Exchange.
Informacja ta pojawiła się jeszcze przed godz. 20 czasu białoruskiego (godz. 19 w Polsce), gdy na Białorusi zakończyło się głosowanie w wyborach prezydenckich.
Według rosyjskiego portalu MBCh Media maszyna, którą media wiążą z rodziną Łukaszenki, nosi numer boczny EW-301PJ.
Oficjalne sondaże exit poll opublikowane po zamknięciu lokali wyborczych szacują poparcie dla Łukaszenki na blisko 80 procent.
W nocy na Białorusi doszło do brutalnych starć służb mundurowych z osobami protestującymi przeciwko wynikom wyborów. Białoruskie służby siłowe potwierdziły zastosowanie "specjalnych środków" przeciwko uczestnikom demonstracji w Mińsku - poinformowała w nocy rzeczniczka MSW Białorusi Olga Czemodanowa.
Funkcjonariusze służb stojących na straży prawa byli zmuszeni zastosować specjalne środki przeciwko uczestnikom niepokojów. Zastosowano specjalną technikę i granaty hukowe - powiedziała Czemodanowa. Potwierdziła także, że są osoby zatrzymane, ale nie podała ich liczby "ponieważ wydarzenia trwają".
Według Czemodanowej sytuacja w Mińsku "jest pod kontrolą" a w mieście zastosowano wzmożone środki bezpieczeństwa.
Demonstracje protestacyjne i starcia z milicją wybuchły w Mińsku po ogłoszeniu wyników oficjalnego badania exit poll, według którego w niedzielnych wyborach prezydenckich zwyciężył obecny szef państwa Alaksandr Łukaszenka uzyskując blisko 80 proc. głosów a jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska mniej niż 10 proc. głosów.
Demonstracje odbyły się także w kilku innych miastach Białorusi.
Media donoszą, że co najmniej tysiąc osób zostało zatrzymanych przez siły bezpieczeństwa. Cztery osoby miały trafić na oddziały intensywnej terapii - donoszą przedstawiciele opozycji. Z kolei Centrum Wiasna informuje, że co najmniej jedna osoba zginęła, 120 zatrzymano. MSW Białorusi twierdzi, że ofiar śmiertelnych nie ma.
Jak zauważa dziennikarza RMF FM Grzegorz Kwolek, od kilkunastu godzin są problemy z działaniem internetu, białoruskie władze utrudniają dostęp do mediów społecznościowych i uniemożliwiają przekazywanie szerszych informacji na temat przebiegu i skali protestów.