Niespokojna noc na Białorusi i w Mińsku. Po wyborach prezydenckich, w których według oficjalnych danych zwyciężył urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka, w stolicy kraju i innych miastach doszło do starć milicji z protestującymi. Jak podała agencja Reutera, powołując się na centrum praw człowieka Wiasna, zginęła co najmniej jedna osoba. "Ofiar śmiertelnych nie ma" - twierdzi natomiast białoruskie MSW. Resort podał, że zatrzymano ok. 3 tys. osób.
Demonstracje protestacyjne i starcia z milicją wybuchły w Mińsku po ogłoszeniu wyników oficjalnego badania exit poll, według którego w niedzielnych wyborach prezydenckich zwyciężył obecny szef państwa Alaksandr Łukaszenka uzyskując, według różnych badań, od 71 do 79 procent poparcia. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska mniej niż 10 proc. głosów. O poranku białoruska komisja wyborcza podała, że w wyborach prezydenckich zwyciężył Alaksandr Łukaszenka uzyskując równo 80 procent poparcia. Opozycyjna kandydatka SwiatłanaCichanouska zdobyła 9,9 procent głosów. Co innego mówią dane z zagranicy. Według sondażu, przeprowadzonego na 8 tys. osób w 20 lokalach wyborczych za granicą, Cichanouska zdobyła 85,83 proc. głosów, zaś na urzędującego prezydenta Alaksandra Łukaszenkę oddano 4,3 proc. głosów. 1,55 proc. wyborców zagłosowało przeciwko wszystkim kandydatom. Nieco ponad 7 proc. ankietowanych odmówiło odpowiedzi na pytanie, na kogo głosowali.
Białoruskie służby siłowe potwierdziły zastosowanie "specjalnych środków" przeciwko uczestnikom demonstracji w Mińsku - poinformowała w nocy z niedzieli na poniedzialek rzeczniczka MSW Białorusi Olga Czemodanowa.
Funkcjonariusze służb stojących na straży prawa byli zmuszeni zastosować specjalne środki przeciwko uczestnikom niepokojów. Zastosowano specjalną technikę i granaty hukowe - powiedziała Czemodanowa.