Tysiące protestujących przeciwko skrajnej prawicy zebrało się w około 30 miastach Francji, aby zaprotestować przeciwko kandydatce Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen w wyborach prezydenckich. W Paryżu odbyła się także manifestacja przeciwko ubiegającemu się o reelekcję Emmanuelowi Macronowi.
W centrum Paryża tysiące ludzi skandowało wymierzone w skrajną prawicę hasła. Manifestujący ostrzegali przed demokratycznymi wstrząsami, które czekałyby kraj, gdyby Marine Le Pen wygrała wybory. Manifestacja wyruszyła z placu Nation po godz. 14.
Wśród manifestantów maszerowali przedstawiciele ruchów feministycznych, ekologicznych, antyrasistowskich i proimigracyjnych. "Wszyscy jesteśmy dziećmi imigrantów", "Patriarchat sam nie upadnie" - skandowano przez megafony.
Demonstranci starają się pokazać zjednoczony front i przekonać niezdecydowanych. Chcemy uniemożliwić wygranie Le Pen drugiej tury wyborów przeciwko urzędującemu Emmanuelowi Macronowi 24 kwietnia - zaznaczył Jean, uczestnik manifestacji w Paryżu.
Nie lubię Macrona, ale musimy się zjednoczyć przeciwko Le Pen, proputinowskiej faszystce, która zniszczy wolność mediów i wycofa się ze wszystkich inwestycji proekologicznych w naszym kraju - stwierdziła protestująca studentka Adele.
Policja użyła po południu gazu łzawiącego, aby rozpędzić bójki - podała agencja Reutera.
Jeśli skrajna prawica będzie u władzy, obóz demokratyczny, antyrasistowski i postępowy poważnie osłabnie - podkreślił prezes SOS Rasism Dominique Sopo, cytowany przez media.
Jeden z transparentów niesionych przez demonstrujących w stolicy brzmiał: "Przeciw skrajnej prawicy. O sprawiedliwość i równość, a nie Le Pen w Pałacu Elizejskim".
W Paryżu odbyła się również demonstracja przeciwko Macronowi, oddzielona od głównego pochodu policyjnymi radiowozami.
"Wyłączamy telewizor, włączamy mózgi", "Wszystko oprócz Macrona, precz z Deep State (tzw. głębokie państwo)" - skandowali zwolennicy prawicowego polityka Floriana Philippota, organizatora wiecu.
Z kolei aktywiści z grupy ekologicznej Extinction Rebellion demonstrowali rano zarówno przeciwko Le Pen, jak i Macronowi na Grands Boulevards w Paryżu i zablokowali Boulevard Strasbourg Saint-Denis w 10. dzielnicy stolicy.
Aktywiście nieśli transparent: "Ten świat umiera, budujmy następny". To jedyny sposób, w jaki możemy porozmawiać o zmianach klimatycznych - tłumaczył agencji AFP demonstrujący Antoine.
Le Pen skrytykowała demonstracje podczas spotkania z wyborcami w Saint-Rémy-sur-Avre.
To, że ludzie protestują przeciwko wynikom wyborów, jest głęboko niedemokratyczne. Mówię wszystkim tym ludziom, po prostu idźcie i głosujcie. To takie proste - powiedziała kandydatka na swoim mityngu wyborczym.
Macron podczas swojego wiecu w Marsylii stwierdził natomiast, że "skrajna prawica jest zagrożeniem dla kraju".
Nie wygwizdujcie jej, idźcie głosować - apelował prezydent.
Komentatorzy wskazują, że rozpoczynające się w przyszły weekend (wyborczy) ferie wiosenne we Francji mogą negatywnie odbić się na frekwencji wyborczej, w tym zwłaszcza na frekwencji wyborców popierających Macrona.
Władze oceniają, że protestowało około 15 tys. osób w całym kraju, ale ostateczne dane nie zostały jeszcze podane. Dziennik "Le Figaro" ocenił, że w manifestacjach wzięło udział mniej młodych ludzi niż zapowiadali organizatorzy protestów.
W przeprowadzonej 10 kwietnia pierwszej turze francuskich wyborów prezydenckich ubiegający się o reelekcję Macron zdobył 27,85 proc. głosów, Le Pen - 23,15 proc. Kandydaci zmierzą się w drugiej turze wyborów 24 kwietnia.