"Papież Franciszek jest "święty, dobry, wspaniały". Ale może zostać sam, bo księża i biskupi często nie nadążają za nim i nie wszyscy chcą go naśladować" - taką opinię wyraził znany włoski hierarcha, arcybiskup Campobasso Giancarlo Bregantini.

Cieszący się ogromnym autorytetem dostojnik, który wcześniej jako biskup w Kalabrii jawnie występował przeciwko tamtejszej mafii, powiedział na konferencji prasowej w Rzymie: Wszyscy dostajemy zadyszki, chcąc nadążyć za papieżem.

W czasie spotkania z dziennikarzami metropolita Campobasso użył piłkarskiego porównania, by opisać to, co wydarzyło się w tym roku w Watykanie wraz z ustąpieniem Benedykta XVI: W pewnym momencie meczu ogłoszono: schodzi gracz Ratzinger, wchodzi na boisko piłkarz Bergoglio. Nikt go nie znał, ale od razu poprzewracał wszystko do góry nogami w zespole, strzela gole, wygrywa, ale grozi mu to, że niewielu będzie z niego brać przykład.

Następnie abp Bregantini przyznał, że poparcie dla prób brania przykładu z papieża "bardziej odczuwa się na trybunach, niż wśród kolegów z drużyny", to znaczy w większym stopniu wśród wiernych, niż w samej hierarchii.

Włoski dostojnik wyraził przekonanie, że cały Kościół powinien skorzystać z okazji, jaką stworzył obecny pontyfikat, by się zmienić, mimo że - jak przyznał - nie jest to łatwe zadanie w obliczu osoby tak "wspaniałej, szybkiej, o takich zdolnościach innowacyjnych" jak Franciszek.

Arcybiskup Bregantini opowiedział, że podczas środowej audiencji generalnej papież więcej czasu poświęcił chorym, niż delegacji episkopatu Włoch. A ja patrzyłem na niego, żeby się uczyć - dodał.

Ostrzegł: Jeśli całe duchowieństwo począwszy od biskupów nie będzie patrzyło na papieża, nie będzie go naśladowało i nie będzie uczyło się od tego 77-latka o młodzieńczej energii, to, mimo że wszyscy mówią, że jest święty, dobry i wspaniały, na koniec pozostanie sam.

(mal)