"Po śmierci Kim Dzong Ila Korea Północna będzie chciała pokazać światu, że nic się nie zmienia, że jest status quo, że jesteśmy twardzi, zdecydowani" - mówi Waldemar Dziak z kolegium Civitas. Nicolas Levi z Centrum Studiów Polska-Azja dodaje natomiast, że przejęcie władzy przez Kim Dzong Una, syna dotychczasowego przywódcy Korei Północnej, będzie jedynie symboliczne. Jego zdaniem, faktyczną władzę będą sprawować inne osoby z otoczenia Kim Dzong Ila.
Dziś napięcie na Półwyspie Koreańskim jest ogromne, a rozmowy sześciu w Pekinie, które toczą się od wielu, wielu lat, niczego nie przyniosły - zaznacza Dziak w rozmowie z reporterem RMF FM Mariuszem Piekarskim. Cały świat namawia Koreę Północną, by powróciła do rozmów sześciu w Pekinie w sprawie denuklearyzacji. Pamiętajmy, że jeszcze nie tak dawno Korea Północna zatopiła południowokoreański okręt, zginęło kilkudziesięciu żołnierzy. Pamiętajmy, że nie tak dawno ostrzelano terytorium Korei Południowej, co było najpoważniejszym incydentem od zakończenia wojny koreańskiej w 1953 roku - przypomina Waldemar Dziak.
Zaznacza jednak, że - znając mechanizmy władzy i funkcjonowanie północnokoreańskiego systemu - Phenianowi zależy przede wszystkim na stabilizacji systemu i doprowadzeniu procesu sukcesji do końca. Kwestią otwartą pozostaje to, czy użyją do tego środków pokojowych, czy też będą się izolować. Być może będą też chcieli zademonstrować na zewnątrz, że "jesteśmy silni, zwarci, potrzebny jest nam mocny akcent, żeby wszyscy wiedzieli - bójcie się nas". Próba nuklearna - to byłoby coś - podkreśla ekspert.
Według Nicolasa Leviego z Centrum Studiów Polska-Azja, przejęcie władzy przez Kim Dzong Una będzie miało jedynie symboliczny charakter. Faktycznie państwem będą kierowały inne osoby z rodziny zmarłego Kim Dzong Ila. Według niego, jest też mało prawdopodobne, aby śmierć Kim Dzong Ila poważnie zdestabilizowała sytuację na Półwyspie Koreańskim.
Wojska Korei Południowej postawiono w stan gotowości, ponieważ wojska Korei Północnej są od zawsze w stałej gotowości, a na granicy stacjonuje około 2 mln żołnierzy północnokoreańskich. Oczywiście jest pewne zaniepokojenie, ale wydaje się, że nic złego się nie stanie na Półwyspie Koreańskim. Śmierć Kim Dzong Ila na pewno nie jest tam powodem do wojny - zaznacza Levi. Ekspert podkreśla jednocześnie, że "ponieważ Korea Północna jest niestabilną dyktaturą", każdy scenariusz możliwych wydarzeń musi zostać przeanalizowany przez władze USA, Korei Południowej i Japonii.
W ocenie Leviego, Korea Północna nadal będzie potrzebowała międzynarodowej pomocy gospodarczej - w tym między innymi od swojego południowego sąsiada, Chin i Japonii. Dlatego Korea Północna będzie dążyła do tego, by mieć co najmniej poprawne stosunki z tymi krajami i będzie dalej liczyć na współpracę, zwłaszcza z Chinami - podkreślił Levi.
Jego zdaniem, następca Kim Dzong Ila, jego najmłodszy syn Kim Dzong Un, który ma zaledwie 28 lat, posiada "bardzo ograniczone doświadczenie". Kim Dzong Un będzie pełnił ograniczoną, symboliczną rolę przywódcy Korei Północnej, za to inne osoby z rodziny Kim Dzong Ila będą kierowały państwem - dodaje Levi.