Pan Łukasz - Polak, który był w grupie osób próbujących powstrzymać terrorystę po ataku na London Bridge - wydał oświadczenie dotyczące tamtych dramatycznych wydarzeń. Napisał, że w momencie ataku działał instynktownie, a teraz dochodzi do siebie i prosi o uszanowanie jego prywatności. Przyznał też, że - wbrew temu, co początkowo pisano - to nie on używał do walki z zamachowcem kła narwala.
Oświadczenie pana Łukasza opublikowała na swoich stronach internetowych londyńska policja. W całości dostępne jest tutaj.
Pan Łukasz podkreślił, że 29 listopada był normalnym dniem jego pracy w londyńskim Fishmongers' Hall. To właśnie wtedy doszło do - jak to określił "niewyobrażalnego i tragicznego ataku terrorystycznego".
W Fishmongers' Hall odbywało się seminarium na temat reintegracji przestępców. 28-letni Usman Khan - skazany w przeszłości za terroryzm, a w grudniu zeszłego roku warunkowo zwolniony - zaatakował jej uczestników nożami kuchennymi, zabijając dwie osoby, i groził zdetonowaniem ładunków wybuchowych (które później okazały się atrapą). Khan po ucieczce z budynku na most został zastrzelony przez policję.
W ataku zginęły dwie osoby: 23-letnia Saskia Jones i 25-letni Jack Merritt. Oboje byli absolwentami uniwersytetu w Cambridge i uczestniczyli w organizowanym przez tę uczelnię programie reintegracji skazanych Learning Together. Merritt był jego koordynatorem, a Jones jedną z wolontariuszek.
Ja i kilka innych osób próbowaliśmy powstrzymać tego mężczyznę przed atakowaniem ludzi w budynku. Ja użyłem kija, który znalazłem. Ktoś inny trzymał kieł narwala - relacjonuje w oświadczeniu pan Łukasz. Jak dodaje, napastnik zranił go, a później opuścił budynek. Kilka osób ruszyło za nim. Ja zatrzymałem się przy słupkach na moście. Byłem ranny i później trafiłem do szpitala. Jestem wdzięczny, że mogłem już wrócić do domu - pisze Polak.
Pan Łukasz kończy swoje oświadczenie kondolencjami dla rodzin ofiar zamachu i wszystkich osób dotkniętych przez ten "smutny i bezcelowy atak".