Pomagajmy innym - pod takim hasłem w Wielkiej Brytanii przebiega trzeci i ostatni dzień uroczystości związanych z koronacją Karola III i jego małżonki Kamili. Opublikowano wyniki pierwszego pokoronacyjnego sondażu, które mogą dać Pałacowi Buckingham do myślenia. Wynika z nich, że młodzi ludzie oczekują od Karola szybkiej zmiany.
Młodzi Brytyjczycy poniżej 25. roku życia domagają się od króla Karola III większego zaangażowania politycznego. Jego matka, zmarła ubiegłym roku Elżbieta II, przez cały czas swojego panowania unikała tego tematu. Ale czasy się zmieniają.
Dla przykładu - gdyby królowa wypowiedziała się na temat brexitu przed referendum, Zjednoczone Królestwo byłoby nadal w Unii, przyszłość jego struktur byłaby bezpieczna. Tymczasem nie jest.
Jeśli dojdzie do kolejnego referendum niepodległościowego w Szkocji, a prozjednoczeniowe tendencje w Irlandii nabiorą na sile, za kilkanaście lat Karol może zostać jedynie królem Anglii. Domagając się od niego większego zaangażowania, Brytyjczycy dają także sygnał, że nie podoba im się niedemokratyczny sposób wybierania głowy państwa, o czym na Wyspach decyduje sukcesja tronu, a nie zawartość urn wyborczych.
Natomiast prawie połowa ankietowanych podkreśla, że wolałaby, by Karol nie angażował się politycznie. Jego poglądy i tak są powszechnie znane. Będąc Księciem Walii wielokrotnie wypowiadał się na newralgiczne tematy, z którymi zmaga się Wielka Brytania.
Szczególnie poświęcał się działalności na rzecz ochrony środowiska. Był jednym z pierwszych orędowników wysiłków mających na celu powstrzymanie zmian klimatycznych. Karol - w odróżnieniu od Elżbiety, która założyła koronę w wieku 25 lat - jest wartością znaną. Pytanie - w jaki sposób będzie reformował instytucję monarchii, na jakie kroki się odważy, a przed którymi się zatrzyma?
Zawężona przez niego uroczystość koronacyjna - zarówno w liczbie gości, jak i czasu jej trwania - i tak kosztować będzie brytyjskiego podatnika 100 miliony funtów. Jak podkreślają niektórzy komentatorzy, przyszłość monarchii uzależniona będzie od tego, w jaki sposób Karol dysponować będzie olbrzymim majątkiem, jaki posiada.
Według najnowszych danych przejazd, karety z królewską parą obejrzało na ulicach Londynu 2 mln osób. Statystycy zastanawiają się, czy stało się to zastrzykiem dla brytyjskiej gospodarki.
Okazuje się, że sprzedaż w miniony weekend spadła o 20 proc., a do londyńskich sklepów weszło o 10 proc. ludzi mniej niż w analogicznym okresie roku. Wpływ monarchii na brytyjskie PKB jest jednym z koronnych argumentów za jej zachowaniem. Splendor, tradycja i uroczyści - jak ta weekendowa - są magnesem dla turystów.
Urząd do spraw turystyki zaznacza, że koronacja miała przynieść gospodarce ponad miliard funtów i ten cel został osiągnięty - głównie dzięki wysiłkowi mieszkańców Wielkiej Brytanii, nie przyjezdnych.
Wobec takiej statystyki antyrojaliści nie marnują czasu. Podkreślają, że na przykład Francja, która jest republiką, znakomicie gra swoją rojalistyczną przeszłością i także przyciąga zagranicznych turystów. Ekonomiści zauważają jednak, że w skali rocznej brytyjska rodzina królewska przyczynia się do wzrostu PKB o 22 miliardy funtów. Nie ma to żadnego przełożenia na francuską rzeczywistość, gdzie analogiczne wpływy są nieporównywalnie mniejsze.