Były prezydent Francji Jacques Chirac - skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu m.in. za defraudację publicznych pieniędzy - ogłosił, że nie będzie się odwoływał, choć zdecydowanie nie zgadza się z wyrokiem. W wydanym wieczorem oświadczeniu podkreślił, że nie decyduje się na apelację, bo "niestety nie ma już sił koniecznych do poprowadzenia batalii o prawdę, przed nowymi sędziami".
Chirac oświadczył też, że jako były mer on sam i tylko on powinien ponosić odpowiedzialność, choć - jak zaznaczył - nie ma sobie nic do zarzucenia. Dodał, że poddaje się pod osąd "paryżanek i paryżan, którzy trzy razy wybrali" go na mera. Podkreślał, że ocena należy też do współobywateli, którzy wiedzą, kim jestem: człowiekiem uczciwym, który nigdy nie kierował się innym pragnieniem czy motywacją niż jedność Francuzów, wielkość Francji i działanie na rzecz pokoju.
Paryski sąd orzekł w czwartek, że były szef państwa jest winny "defraudacji środków publicznych" i "nadużycia zaufania" w sprawie fikcyjnego zatrudnienia 21 swoich partyjnych kolegów i członków ich rodzin w paryskim ratuszu w latach 90., kiedy był merem stolicy Francji. Chirac był wówczas liderem Zgromadzenia na rzecz Republiki (RPR), z którego wywodzi się obecnie rządząca Unia na rzecz Ruchu Ludowego (UMP).
Wraz z Chirakiem skazano jego siedmiu byłych podwładnych z paryskiego ratusza - na kary kilku miesięcy więzienia w zawieszeniu. Uniewinniono natomiast dwóch innych oskarżonych w tej sprawie.
Był to pierwszy przypadek we Francji, kiedy wydano wyrok skazujący wobec byłego szefa państwa. Chirac, którego sąd zwolnił z uczestnictwa w procesie z powodów zdrowotnych, nie był obecny w sali rozpraw.
Wyrok był dla wielu obserwatorów dużym zaskoczeniem. Spodziewano się oczyszczenia Chiraca z zarzutów, ponieważ prokuratura wniosła we wrześniu o jego uniewinnienie.