Przed sądem w Pradze rozpoczął się proces, w którym oskarżonym jest m.in. były premier Andrej Babisz. Prokuratura zarzuca mu stworzenie warunków do wyłudzenia dotacji europejskich przez jedną z firm z jego holdingu Agrofert. Babisz nie przyznaje się do winy.
Razem z Babiszem na ławie oskarżonych zasiadła jego współpracowniczka Jana Nagyova. Prokuratura zarzuca jej podanie nieprawdziwych informacji, wyłudzenie dotacji w wysokości 50 mln koron oraz narażenie na szkody Unię Europejską. Także Nagyova nie przyznała się do winy.
Obojgu oskarżonym grozi maksymalnie 10 lat więzienia.
Przedmiotem procesu jest dotacja dla kompleksu hotelowo-konferencyjnego "Bocianie Gniazdo", który należał do holdingu Agrofert. Holding stworzył i przez lata kierował nim Babisz.
Jako część wielkiej firmy "Bocianie Gniazdo" nie mogłoby liczyć na unijne wsparcie i dlatego, co chce udowodnić prokuratura, o dotacje z UE w 2008 r. ubiegało się jako "małe i średnie przedsiębiorstwo". Dotację otrzymało, a po kilku latach firma zarządzająca ośrodkiem wróciła pod skrzydła Agrofertu.
Obecnie właścicielem "Bocianiego Gniazda" jest firma Imoba, należąca do holdingu Agrofert. Zwróciła ona kontrowersyjną unijną dotację do państwowej kasy Czech w 2018 r.
Babisz był właścicielem holdingu do lutego 2017 r. Potem oddał go w zarząd powierniczy, ale zdaniem niektórych czeskich i europejskich instytucji nadal ma wpływ na jego funkcjonowanie.
Andrej Babisz twierdzi, że zarzuty pod jego adresem to próba zdyskredytowania go i usunięcia z polityki. Już wcześniej nazywał proces "pierwszym procesem politycznym od listopada 1989 roku", który ma być w interesie "kartelu tradycyjnych partii". Zdaniem Babisza, uczyniły go one "wrogiem publicznym numer jeden".
W sądzie Babisz odmówił odpowiedzi na pytania. Wyjaśnił, że zdecydował się na taki krok po konsultacji z prawnikami. Kilkakrotnie wskazywał też, że media są do niego uprzedzone.
Przed gmachem sądu przeciwnicy politycznej działalności Babisza z inicjatywy Milion Chwil dla Demokracji ustawili klatkę z wizerunkiem byłego premiera. Taki happening skrytykował minister sprawiedliwości Pavel Blażek. Na Twitterze wezwał sędziów do decydowania zgodnie z prawem, a nie zgodnie z "ludową lub internetową sprawiedliwością“.