Dokładnie 66 lat temu - w 1952 roku - w Londynie rozpoczął się wielki smog. To zjawisko kosztowało życie 12 tys. mieszkańców brytyjskiej stolicy. Nonszalancja energetyczna i zaskakujące warunki pogodowe, dały Brytyjczykom nauczkę, której nie mogli zignorować. Dzięki niej, zmienili podejście do ochrony środowiska. Dziś czerpią z tego korzyści.
Wszystko zaczęło się 4 grudnia wieczorem. Od kilku dni Londyńczycy trzęśli się z zimna. Trzy elektrownie opalane węglem pracowały pełną parą. Mieszkańcy miasta ogrzewali się przy rozpalonych kominkach. Węgiel, którym wszyscy palili, był niskiej jakości. Gdy zmiana warunków pogodowych przygnała nad Londyn ciepłą warstwę powietrza, nad ziemią utknęły sadze i spaliny. Przez kilka dni w Londynie było ciemno.
Smog był tak gesty, że konduktorzy z latarkami zmuszeni byli iść przed autobusami. Ludzie nie chcieli przechodzić przez ulice w obawie, że potraceni zostaną przez samochody. Wkrótce stanęła miejska komunikacja. Funkcjonowało jedynie metro. Stężenie dwutlenku siarki w powietrzu było tak duże, że cierpiący na zaburzenia układu oddechowego londyńczycy, zaczęli się dusić. Zapełniły się szpitale. Skażone powietrze wdzierało się do domów, restauracji i kin. Odwoływano spektakle teatralne, w tym tuż po drugim akcie wystawianą w operze Traviatę, Giuseppe Verdiego.
Londyńska mgła stała się wkrótce bohaterką m.in. filmów. Pokazywano migoczące latarnie i mleczną Tamizę. O mgle powstawały piosenki. Ale smog był przede wszystkim zjawiskiem śmiertelnym. Cichy zabójca, odwiedził Londyn bez pytania, ale nie bez powodu. Oprócz elektrowni i ogrzewanych węglem domów pracowały także fabryki. Samochody na ulicach Londynu dodawały jeszcze spalin tej śmiertelnej mieszance. Wielka Brytania dopiero co pożegnała się z kryzysem, jaki zafundowała jej wojna. Nikt wówczas nie myślał o ochronie środowiska.
Smog unosił się nad miastem przez pięć dni. W szpitalach i domach pozostawił jednak za sobą śmiertelne żniwo. Z powody smogu zmarło cztery tysiące londyńczyków. W ciągu kolejnych kilku miesięcy w wyniku komplikacji zdrowotnych umarło kolejnych osiem tysięcy osób. Takiego bilansu nie można było zignorować. Najpierw, uchwalając odpowiednią ustawę w Izbie Gmin, zakazano spalania węgla w aglomeracji miejskiej. Mieszkańcom udostępniono rządowe dotacje, dzięki którym mogli wymienić instalacje grzewcze na gazowe i elektryczne. W efekcie jakość powietrza nad Londynem znacznie się poprawiła. Nie był to jednak proces błyskawiczny. Dziesięć lat po wielkim smogu Londyn przeżył jego "łagodniejszą" odmianę. Zmarło wtedy 750 osób.
Londyn - 10 milionowa metropolia - teraz już ma czym oddychać. Mgły należą teraz w stolicy Wielkiej Brytanii do rzadkości. O smogu nie może być mowy. W dzielnicach, gdzie od czasu do podnosi się wskaźnik zanieczyszczeń, burmistrz planuje wprowadzenie zakazu palenia drewnem w kominkach. Nie bez znaczenia dla jakości londyńskiego powietrza, było wprowadzenie kilkanaście lat temu, wysokiej opłaty za każdorazowy wjazd do centrum miasta samochodem. Auta z silnikami diesla obarczone są wyższym podatkiem. Do 2040 roku maja zniknąć z ulic zupełnie.
Wciąż Londyn kojarzy się z deszczem i mgłą. To pierwsze zjawisko pogodowe występuje jednak w stolicy Wielkiej Brytanii rzadziej niż w Europie. Mgła z kolei należy do prawdziwych wyjątków. Najbardziej niezwykłym zjawiskiem atmosferycznym jest przywiewany wiatrem znad Sahary pomarańczowy pył, który stanowi teraz największe zagrożenie dla osób z problemami oddechowymi. Londyn wygląda wtedy niemal "nierealnie". Tego zjawiska jednak, żadna ustawa chroniąca środowisko nie może zmienić.
Opracowanie: