"Coś tam w jakiejś wczesnej młodości nabroiłem, ale od tego już się dawno odciąłem. Jak wchodziłem w życie, to widocznie coś niedojrzałego się stało - króciutko, ale jednak. Odpokutuję oficjalnie, bo ja się niczego nie wypieram" - tak Jerzy Zelnik komentuje w rozmowie z RMF FM informację, że został zarejestrowany jako Tajny Współpracownik SB. "Jeżeli komuś zaszkodziłem, to na pewno ludzkość się dowie, a ja poproszę o wybaczenie. Byłem być może za mało dojrzały politycznie" - podkreśla znany aktor.
Mariusz Piekarski, RMF FM: Jak pan odnosi się do informacji, że w zachowały się materiały dotyczące zarejestrowania pana jako Tajnego Współpracownika SB?
Jerzy Zelnik: Coś tam w jakiejś wczesnej młodości nabroiłem, ale od tego już się dawno odciąłem. W 1968 roku już w miarę byłem dojrzały... Niestety, tuż po maturze, jak wchodziłem w życie, to widocznie coś tam niedojrzałego się stało - króciutko, ale jednak. Odpokutuję oficjalnie, bo ja się niczego nie wypieram. Zobaczymy tylko, co to jest - to trzeba przebadać.
A pan jak pamięta ten kontakt ze Służbą Bezpieczeństwa?
No właśnie nie pamiętam.
Nie pamięta pan kiedy to było? Nie pamięta pan okoliczności?
Ja pamiętam tylko, kiedy to było, ale nic nie pamiętam z tych kontaktów. To było chyba 53 czy 52 lata temu, w styczniu - o ile dobrze pamiętam - 1964 roku. Ja dopiero co odebrałem dowód osobisty, można powiedzieć.
Nie pamięta pan z tamtego okresu żadnego kontaktu ani z milicjantem?
Nie, nie. To był chyba jakiś człowiek z wywiadu, ale nie pamiętam w ogóle szczegółów żadnych. Nie wiem, o co chodzi tak do końca. Musimy to po prostu przebadać. Te papiery się przeleżały, może nie spleśniały.
Pamięta pan, czy to był jeden podpis, jeden kontakt czy więcej?
Takich rzeczy to ja panu nie powiem. Wiem prawie tyle, co pan. Ja wiem niedużo, nie będę przecież wymyślał jakiś niestworzonych rzeczy.
Ja pytam o to co, pan pamięta?
Tego młodego człowieka Zelnika to ja już dawno pożegnałem i ja jestem innym człowiekiem od 1968 roku. Wtedy miałem 18 lat, wchodziłem w życie, więc na pewno jeżeli coś tam nie tak było, to na pewno publiczność będzie wiedziała, bo ja nie lubię kłamać.
Chce pan to złożyć na karb młodzieńczości, jakiegoś zafascynowania tamtym systemem, nieświadomości?
Fascynacji to chyba we mnie nie było... Ja nie pamiętam, wie pan, mi trudno jest zanalizować mój stan. Ja pamiętam tylko, że mnie bardzo interesowały prywatki i kto komu więcej goli wbije. To był mój patriotyzm taki kibicowski i głownie na tym polegał. Poza tym byłem wychowany w takiej nadziei, że socjalizm może mieć ludzką twarz. Ja nie byłam z rodziny, która była w opozycji tylko z rodziny, która krytycznie patrzyła na ten ustrój licząc na to, że będzie lepiej.
A dlaczego pan wtedy taki młody, 18-letni, mógł być atrakcyjny dla służb PRL-u?
Oni mnie już wybrali do "Faraona" na jesieni, trzy miesiące wcześniej. Zrobiło się trochę głośno wokół mojej osoby, bo to było w prasie, więc stałem się trochę przedwcześnie publiczną osobą. Wygrałem te przedbiegi do "Faraona", a potem nastąpiła już sesja w szkole teatralnej, bo ja byłem na pierwszym roku. Być może byłem dla nich dobrym kąskiem i kontaktem. Tam kolega był chyba ze szkoły, z liceum, więc o to chodziło... Chodziło o kolegę podejrzanego o coś... Ale reszty to panu nie powiem, bo po prostu nie wiem.
Jest ryzyko panie Jerzy, że efektem tego epizodu, jak pan mówi, mogła być jakaś szkoda dla innych osób. Ktoś mógł ucierpieć?
Nie mam właśnie zielonego pojęcia. Nie dla osób, tylko dla osoby, o ile zdołałem się zorientować. Mówiłem o koledze z klasy. Tyle wiem... Jeżeli komuś zaszkodziłem, to na pewno ludzkość się dowie, a ja go poproszę o wybaczenie. Byłem być może za mało dojrzały politycznie.
(mn)