Narodowy Fundusz Zdrowia funduje swoim urzędnikom ze Śląska klimatyzację za półtora miliona złotych. Przetarg zaakceptowała już centrala; inwestycja ma być gotowa w przyszłym roku, tak by zdążyć przed latem.
Czy w sytuacji, gdy szpitale toną w długach a chorym brakuje lekarstw, zakup tak drogiej klimatyzacji nie jest pomysłem nieetycznym? Dla niektórych tak, ale dyrektor ekonomiczny śląskiego Funduszu nie widzi w tym nic złego.
Pieniądze przeznaczane na klimatyzację - podkreśla Janusz Łach - nie mają nic wspólnego z budżetami szpitali czy przychodni zdrowia; pochodzą z innego źródła i zgodnie z prawem można je przeznaczyć tylko na inwestycje.
Poza tym pracownicy urzędujący na ostatnim piętrze budynku muszą mieć chłodniej. W niektórych pomieszczeniach temperatura dochodziła do 36-37 stopni. Mieliśmy kilka zasłabnięć; wnioski o skrócenie czasu pracy. Trzeba było podjąć jakąś decyzję - tłumaczy w rozmowie z reporterem RMF FM.
W śląskim oddziale NFZ będzie więc chłodniej. A czy na taki luksus mogą liczyć lekarze z regionu? Tak – jeśli uda się im na taki wydatek zarobić. Jednak placówki najczęściej ledwo wiążą koniec z końcem. Jedyne zarobki czerpią z opłat za użytkowanie parkingów, ze sprzedaży szpitalnych kapci czy udostępniania własnych pomieszczeń. A to wystarczy tylko na marzenie o klimatyzacji dla wszystkich chorych. Tym bardziej, że brakuje pieniędzy na samo leczenie.
Zdarza się, że klimatyzację instaluje się tylko w miejscach najbardziej tego wymagających, np. w stacji dializ. Problemem jest bowiem nie tylko sam zakup klimatyzacji, ale też jej utrzymanie.
Przypomnijmy. Tego lata nasz łódzki reporter odwiedził jeden z tamtejszych szpitali, w którym padł rekord - 40 stopni Celsjusza na sali operacyjnej. Myślę, że w cywilizowanym świecie nikt w tych warunkach by nie pracował. Szybciej się emerytury doczekam niż tej klimatyzacji - mówił nam wówczas szef ośrodka onkologicznego przy szpitalu im. Kopernika.