To była niecodzienna ucieczka ze szpitala w Żorach na Śląsku. Pacjent, który tam trafił miał w organizmie 5,7 promila alkoholu. Kiedy mężczyzna usłyszał, że ma być przewieziony na leczenie odwykowe, uciekł z placówki.

To była niecodzienna ucieczka ze szpitala w Żorach na Śląsku. Pacjent, który tam trafił miał w organizmie 5,7 promila alkoholu. Kiedy mężczyzna usłyszał, że ma być przewieziony na leczenie odwykowe, uciekł z placówki.
Poszukiwania uciekiniera w sumie trwały kilka godzin. (zdjęcie ilustracyjne) /Wojciech Pacewicz /PAP

O ucieczce 31-latka policję powiadomiła dyżurująca na oddziale lekarka. Była zaniepokojona jego stanem zdrowia. Funkcjonariusze ustalili, że mężczyzna ma poważny problem z alkoholem i już wcześniej zapowiadał, że chce "zapić się na śmierć". 

Poszukiwania mężczyzny w sumie trwały kilka godzin. Mundurowi rozmawiali z jego sąsiadami i znajomymi. Wielokrotnie sprawdzili także jego mieszkanie i przeszukiwali parki, skwery, osiedlowe pasaże i bary. To właśnie w jednym z nich udało się odnaleźć zaginionego.

Początkowo kontakt z 31-latkiem był utrudniony. Mężczyzna mówił bez składu i był rozchwiany emocjonalnie. Ostatecznie dał się jednak przekonać policjantom i został przewieziony do szpitala. Tam rozpoczął leczenie odwykowe.

APA