200 dodatkowych informatyków w całym kraju będzie musiała zatrudnić Państwowa Komisja Wyborcza, gdyby wybory i referendum miały odbyć się tego samego dnia – dowiedział się reporter RMF FM. Chodzi o 11 listopada 2018 roku – wtedy zgodnie z prawem wypadają wybory samorządowe, a prezydent Andrzej Duda chce zorganizować referendum. To ryzyko komplikacji i ogromnych kosztów.

200 dodatkowych informatyków w całym kraju będzie musiała zatrudnić Państwowa Komisja Wyborcza, gdyby wybory i referendum miały odbyć się tego samego dnia – dowiedział się reporter RMF FM.  Chodzi o 11 listopada 2018 roku – wtedy zgodnie z prawem wypadają wybory samorządowe, a prezydent Andrzej Duda chce zorganizować referendum. To ryzyko komplikacji i ogromnych kosztów.
Liczenie głosów po wyborach parlamentarnych w 2015 roku /Tomasz Waszczuk /PAP

Z inicjatywą zorganizowania referendum konstytucyjnego wyszedł Andrzej Duda. W środowym orędziu zapowiedział, iż zwróci się do Senatu, by odbyło się ono 11 listopada 2018 roku.  To jednak również dzień, w którym według kodeksu wyborczego powinny odbyć się wybory samorządowe.

"Kasa misiu, kasa"

Podwójne głosowanie to jednak... potrójne problemy. Na przykład bardzo duże koszty - jednorazowo będą znacznie większe niż suma kosztów dwóch głosowań, które miałyby odbyć się w różnych terminach. Już sama obsługa informatyczna, z uwagi na ogromne obciążenie systemu służącego do liczenia głosów, pochłonie dodatkowe 6 milionów złotych. 3 miliony kosztować będzie kupno serwera, potrzebnego, by podwójnie obciążony system miał na czym pracować i nie uległ awarii w trakcie liczenia. Kolejne 3 miliony to opłacenie dodatkowych informatyków oraz przeszkolenie ich, by wiedzieli, jak używać skomplikowanego programu do obsługi wyborów.

Dodajmy do tego 30 milionów złotych, potrzebnych by kupić urny - bo karty w wyborach samorządowych i referendum nie mogą być wrzucane do tej samej - i mamy już nadprogramowe 36 milionów, które trzeba będzie wydać tylko dlatego, że jednego dnia będą dwa głosowania. Warto też zwrócić uwagę, że urny trafią później do magazynów i nie będą używane, bo podobna sytuacja raczej szybko się nie wydarzy.

Wszystkie ręce na pokład

Pieniądze, jakkolwiek niepotrzebnie wydawane, zwykle nie są dla rządzących problemem. Dużo trudniej będzie jednak z ludźmi - może się okazać, że tych po prostu zabraknie. Państwowa Komisja Wyborcza, by obsłużyć jednorazowo referendum i wybory, potrzebuje dodatkowych 200 informatyków w całym kraju, w poszczególnych okręgach wyborczych. Ci, którzy są zatrudnieni w PKW i KBW, fizycznie nie dadzą rady zająć się dwoma procesami wyborczymi. Dlaczego to problem? Bo muszą to być  zaufani specjaliści w bardzo konkretnej dziedzinie.

Najprawdopodobniej muszą mieć też odpowiednie certyfikaty i doświadczenie. Nie wiadomo, czy tyle odpowiednio wyspecjalizowanych osób uda się znaleźć - ale jeśli ma dojść do podwójnych wyborów, trzeba zacząć szukać już teraz.

Kolejna sprawa to członkowie obwodowych komisji wyborczych, których oczywiście również będzie w takiej sytuacji dwa razy więcej.  Mówimy tu o ogromnej rzeszy ludzi, która ma pracować przy wyborach w całym kraju. Z wyliczeń PKW wynika, że przy ostatnich wyborach samorządowych pracowało 224 766 osób, a przy ostatnim referendum 212 670.  To daje prawie 440 000 osób, które miałyby zasiadać w komisjach jednego dnia - 11 listopada 2018 roku.

Kto nie chce zmieniać kodeksu

Oddzielenie dwóch procesów wyborczych, przy - wydaje się - dość zdecydowanej w tej sprawie postawie prezydenta wymagałoby zmiany kodeksu wyborczego. Tylko w ten sposób można bowiem przenieść wybory samorządowe z 11 listopada na inny dzień.

Pojawiły się pierwsze propozycje - projekty nowelizacji kodeksu wyborczego  i ustawy o referendum złożyła Nowoczesna. Chcemy, by wybory nie odbywały się w święta państwowe i kościelne oraz by nie było możliwości łączenia referendum krajowego i wyborów - opisywał poseł Nowoczesnej Marek Sowa. To na razie jedyna tego typu propozycje - nie ma jednak złudzeń, że te dwa projekty podzielą los innych opozycyjnych inicjatyw ustawodawczych, czyli przepadną w głosowaniu.

Prawo i Sprawiedliwość nie ma takich planów. Co więcej, rzeczniczka PiS-u Beata Mazurek nazywa ostrzeżenia i wątpliwości PKW absurdalnymi i bagatelizuje sprawę. Pewnie dla jednych będzie to termin dobry, dla innych zły, tak jak to zwykle przy okazji różnego rodzaju wydarzeń bywa - mówiła w Sejmie Mazurek.

Kodeksem wyborczym nie zamierza się zajmować Platforma Obywatelska. My z całą pewnością nie będziemy współpracować z PiS-em przy zmianie kodeksu wyborczego, bo to się źle skończy, nie chcemy otwierać puszki Pandory - przekonywał Jan Grabiec z PO. I dodawał, że nie wierzy, by prezydent Andrzej Duda faktycznie przeprowadził zapowiadane na 11 listopada 2018 roku referendum, bo - zdaniem Grabca - nie pozwoli na to PiS. 

(mpw)