Nie prowadź wojny na dwa fronty – to stara zasada, znana z wielu doktryn wojennych. Jednak koalicjanci, a zarazem rywale z Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości w toku całej kampanii twórczo ją modyfikują.
Pierwszą bitwą tej wojny była bitwa o podatki – różnica za zapłacone większe podatki z jednej strony, zaś pusta lodówka z drugiej. Na tle tego sporu kandydaci na prezydenta, Donald Tusk i Lech Kaczyński, prawili sobie komplementy i byli wobec siebie uprzedzająco grzeczni.
Kolejnym etapem wojny była bitwa o rząd, która znów obfitowała we wzajemne utyskiwania. Obaj kandydaci ponownie chcieli pozostać na drugim planie i nie angażować się w najżarliwsze spory.
Jednak kiedy bitwę o rząd udało się zamienić na rozmowy koalicyjne, rozgorzała bitwa prezydencka. Sztaby sięgnęły z jednej strony po „tajne plany Tuska”, z drugiej – po „historię fatalnych rządów Kaczyńskiego w stolicy”. I to starcie potrwa zapewne przez najbliższe tygodnie.