Pięć dni po wyborach liderzy ugrupowań koalicyjnych zawiesili rozmowy na kołku i wyjechali do Brukseli. PO chce zamrożenia debat na czas kampanii prezydenckiej. PiS jest temu przeciwny.
W Brukseli są teraz obaj najpoważniejsi kandydaci na prezydenta, a zarazem liderzy ugrupowań koalicyjnych. Wyjechał także kandydat na premiera.
Politycy PiS przypominają, że skierowana do PO propozycja „Nasz premier – wasz marszałek” pozostaje aktualna. Jednak Ludwik Dorn zaznacza, że jeżeli po pierwszym posiedzeniu Sejmu – a odbędzie się ono 19 października – Platforma nie przystąpi do rozmów, marszałkiem zostanie człowiek PiS.
Do wyborów prezydenckich pozostało 9 dni. Dotychczasowe doświadczenia w koalicyjnych przepychankach między PO i PiS pokazują, że najprawdopodobniej kolejne negocjacje nie będą już jawne. Koalicjanci z dalszymi rozmowami wstrzymają się zapewne do czasu rozstrzygnięcia wyścigu prezydenckiego, a przynajmniej do jego pierwszej tury.
Dotychczasowy styl prowadzenia rozmów koalicyjnych – gdyby był kontynuowany - mógł mocno zamieszać w sondażach prezydenckich – do prowadzących Tuska i Kaczyńskiego mógłby wkrótce dołączyć kolejny kandydat.
Sprawcą tej sytuacji jest w pewnej mierze Włodzimierz Cimoszewicz. Najpierw, wspólnie z prezydentem ustalił kalendarz wyborczy, potem – wycofał się z walki o prezydenturę. Gdyby tego nie zrobił, byłyby prawdopodobnie trzecim liczącym się kandydatem. To mogłoby zmobilizować koalicjantów do sprawniejszego tworzenia wspólnego programu i kompletowania składu przyszłego rządu.