Wielki Brat chce wiedzieć, czego szukają w sieci internauci. Administracja prezydenta Busha chce dostępu do danych producenta najpopularniejszej wyszukiwarki internetowej Google. Sprawa budzi za Oceanem ogromne kontrowersje.
Zarówno właściciele Google, jak i ośrodki monitorujące internet zgodnie uważają, że żądanie administracji jest zamachem na wolności obywatelskie. Biały Dom zapewnia jednak, że interesują go tylko informacje mogące pomóc w ściganiu dziecięcej pornografii. Ale Google odbija piłeczkę, ujawniając, że rząd chce dostępu do wszystkich danych, a nie tylko tych dotyczących o zakazanej treści.
Komentatorzy mówią więc o widmie Wielkiego Brata. Nie dość, że administracja podsłuchuje własnych obywateli – z tym zarzutem George Bush ma coraz większe problemy; nieśmiało wspomina się także o możliwości wszczęcia procedury odwołania prezydenta - ale chce także kontrolować ostatni bastion wolności, jakim jest sieć. Na razie Biały Dom swojego pomysłu broni, ale protesty dopiero się zaczęły.