Setki tysięcy kobiet przemaszerowało ulicami Waszyngtonu, domagając się prawa do aborcji. To wyzwanie dla prezydenta, bo powszechny zakaz usuwania ciąży w USA jest jednym z postulatów George W. Busha w kampanii prezydenckiej.
"Marsz na rzecz życia kobiet" w Waszyngtonie zorganizowały organizacje feministyczne z ponad 50 krajów świata. Wzięło w nim udział również wiele gwiazd, między innymi Whoopi Goldberg, Demi Moore, Kevin Bacon i Alec Baldwin.
Według obserwatorów było to największa od kilkunastu lat demonstracja; uważa się, że wzięło w niej udział 750 tys. osób. Manifestanci przeszli od Kapitolu do Pomnika Waszyngtona, tradycyjną trasą wybieraną przez większość protestantów.
Demonstrację zorganizowano w proteście przeciwko polityce administracji George'a W. Busha, ocenianej jako zaostrzenie przepisów antyaborcyjnych. Republikanie zapowiedzieli m.in. cofnięcie dotacji finansowych dla organizacji, które - w ocenie polityków - propagują przerywanie ciąży.
Odrzucamy waszą wizję świata. Udowodnimy wam to w głosowaniu w nadchodzących wyborach - zapowiedziała Susan Sarandon, słynna aktorka znana z bardzo wyrazistych poglądów politycznych, nawołując przy okazji do głosowania na prezydenckiego kandydata z obozu Partii Demokratycznej.
Prawo do aborcji na żądanie obowiązuje w USA od 1973 r., ale za rządów Busha uchwalono w USA ustawy postrzegane przez ruch "Na rzecz Wyboru" jako przygrywka do ograniczania tego prawa. Kongres zatwierdził w zeszłym roku zakaz aborcji w zawansowanej ciąży, a w tym roku przegłosował ustawę uznającą za osobne przestępstwo zabicie płodu w łonie matki w wyniku zabójstwa samej ciężarnej kobiety.