W Rosji, podobnie jak w Niemczech, wciąż mogą żyć sprawcy zbrodni popełnianych na polskich obywatelach - mówi wiceprezes IPN Mateusz Szpytma. Dotyczy to sprawców zbrodni katyńskiej; nie można ich jednak ścigać, bo władze Rosji odmawiają współpracy - dodał.
W czwartek miną 74 lata od oficjalnego ogłoszenia przez Niemców w Berlinie informacji o odkryciu masowych grobów w Lesie Katyńskim. 13 kwietnia to symboliczna rocznica zbrodni NKWD na polskich obywatelach i Dzień Pamięci o Ofiarach Zbrodni Katyńskiej.
Wiceszef IPN i historyk dr Mateusz Szpytma zwrócił uwagę, że polskie instytucje wciąż nie mają dostępu do rosyjskich materiałów archiwalnych dotyczących zbrodni katyńskiej. To bardzo utrudnia pełne wyjaśnienie wydarzeń sprzed 77 laty. Chodzi m.in. o dokumentację rosyjskiej prokuratury wojskowej, prowadzącej do 2004 r. śledztwo w sprawie zbrodni NKWD na polskich obywatelach, w której istotna jest m.in. konkluzja umarzająca to postępowanie - powiedział Szpytma.
Przypomniał, że łącznie to 35 tomów akt, które pozostają w rękach rosyjskich władz z klauzulą utajnienia. Co tam może być tajnego? Co prawda pojawiają się sygnały, że w tych dokumentach wymieniani są rodzice lub krewni osób, które w dzisiejszej Rosji należą do elit politycznych lub biznesowych. I być może dlatego nie mogą wyjść na jaw. Zastrzegam, że są to jedynie spekulacje, niemniej jednak warto byłoby je sprawdzić - tłumaczył.
Wiceprezes IPN wyraził też przekonanie, że wciąż żyją ludzie, którzy mogli być świadkami zbrodni katyńskiej jak np. konwojenci z wojsk NKWD czy osoby, które ukrywały zwłoki Polaków w dołach śmierci albo nawet kaci. Nie ma w tym nic nieprawdopodobnego, skoro wciąż żyją i są pociągani do odpowiedzialności strażnicy niemieckich obozów koncentracyjnych np. z Auschwitz. Uważam, że niektórzy sprawcy zbrodni katyńskiej żyją - podkreślił.
Obecnie IPN nie współpracuje z Rosją, zwłaszcza w obszarze ścigania potencjalnych sprawców z NKWD. Po tamtej stronie nie ma dobrej woli. Proszę zwrócić uwagę, że różnimy się z Rosją nawet w sprawie tak zasadniczej jak przyjęta kwalifikacja prawna zbrodni, która dla rosyjskich władz jest jedynie pospolitym przestępstwem, a dla nas ludobójstwem - nigdy nie ulegającym przedawnieniu - mówił Szpytma.
Wciąż brakuje informacji o tzw. białoruskiej liście katyńskiej, na której powinny znajdować się imiona i nazwiska ok. 3870 polskich więźniów, którzy najprawdopodobniej zostali zamordowani przez sowieckie NKWD w Mińsku. To jest zupełnie fundamentalna sprawa, dotycząca ponad 15 proc. ofiar, która przez polskie władze i polskich historyków wciąż nie jest rozpoznana - podkreślił.
Według niego, białą plamą w polskiej historiografii jest również wiedza o wszystkich miejscach ukrycia zwłok ofiar z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej. Przypomniał, że Bykownia pod Kijowem to miejsce spoczynku co najmniej 1980 osób (z grona 3435 zamordowanych z tej listy), ale ustalono tożsamość tylko ośmiu - dzięki pracom archeologicznym prof. Andrzeja Koli.
Przy tej okazji warto zaznaczyć, że sformułowania o tzw. białoruskiej czy ukraińskiej liście katyńskiej są umowne, na co zwracają nam uwagę Białorusini i Ukraińcy; to sformułowania, które po prostu przyjęły się już w polskiej historiografii, choć jasnym jest, że to Sowieci odpowiadają za zbrodnię katyńską - zaznaczył Szpytma.
Poza działalnością śledczą (prokurator IPN prowadzi polskie śledztwo katyńskie od listopada 2004 r.) oraz archiwalną Instytut prowadzi działania edukacyjne dotyczące Katynia, zwłaszcza adresowane do młodego pokolenia Polaków.
Jak powiedział Szpytma, wznowiona została m.in. teka edukacyjna poświęcona zbrodni, którą uczniowie wraz z nauczycielami mogą wykorzystywać na lekcjach historii. Znajdują się w niej m.in. instruktaże dotyczącego tego, jak organizować wyjazdy edukacyjne młodzieży do takich miejsc jak Las Katyński, Miednoje, Charków czy Bykownia na Ukrainie. Sam IPN zorganizował szereg takich wyjazdów, w których wzięło udział ponad tysiąc osób. Odbywały się one dla studentów w ramach wypraw akademickich, młodszymi uczestnikami byli laureaci cyklicznego konkursu "Sprzączki i guziki z orzełkiem ze rdzy...".
Warto takie wyjazdy organizować, bo w Polsce mieszkańcy wielu, często nawet małych miejscowości mają kogoś, kto zginął w zbrodni katyńskiej. Dotyczy to także mojej rodzinnej wsi Markowa, gdzie żyli trzej katyńczycy. Ich śmierć była ciosem w tamtejsze elity. To mjr Antoni Fleszar, kpt. Władysław Ciekot i kpt Franciszek Michnar - pierwszy z nich był wybitnym wojskowym, drugi był lekarzem i działaczem społecznym, trzeci pracował zawodowo w armii. W Polsce wciąż nie zdajemy sobie w pełni sprawy z ogromu strat, jakie wyrządziła nam zbrodnia katyńska. Przecież w Katyniu i Charkowie zginęło ok. 20 proc. przedwojennych oficerów zawodowych. Czyli co piąty... To była ogromna strata - podsumował Szpytma.
Podobnie jak w poprzednich latach IPN w kwietniu włącza się również w organizację "Marszu cieni", a w kilkunastu miastach Polski (m.in. Warszawie, Krakowie, Katowicach, Szczecinie, Gorzowie Wlkp., Rzeszowie, Poznaniu, Olsztynie, Bydgoszczy, Łodzi i Gdańsku) organizuje przeglądy filmowe "Echa Katynia". W Kielcach zorganizowany zostanie specjalny Tydzień Katyński (24-28 kwietnia), podczas którego odbędą się wykłady, marsze i prezentacje filmów.
Ostatnio IPN przedstawił dokumenty tzw. Komisji Maddena, która w Stanach Zjednoczonych badała sprawę zbrodni katyńskiej. Wybór dokumentów z lat 1951-52 pt. "Mord w Lesie Katyńskim" to m.in. zeznania świadków, dowody rzeczowe zbrodni, które pierwszy raz są publikowane w języku polskim.
Do zbrodni katyńskiej, w wyniku której zamordowano ok. 22 tys. polskich obywateli, m.in. oficerów Wojska Polskiego, policjantów i osób cywilnych należących do elit II Rzeczypospolitej, doszło wiosną 1940 r. Z polecenia najwyższych władz Związku Sowieckiego, z Józefem Stalinem na czele, masowych zabójstw m.in. w Lesie Katyńskim, w Kalininie (obecnie Twer), Charkowie dokonali funkcjonariusze NKWD. Przez wiele lat władze sowieckiej Rosji wypierały się odpowiedzialności za mord, obarczając nią III Rzeszę Niemiecką.
(ph)