Negocjacje, rozmowy, spotkania i deklaracje… I tak od wielu dni, a Polacy wciąż nie wiedzą, jaki jest właściwie plan na wyjście z kryzysu, w jakim znalazły się mniejszościowe rządy PiS. Czy tym planem są wcześniejsze wybory?
Jutro ostatnie czytanie ustawy budżetowej. Prezydent spotyka się z liderami Prawa i Sprawiedliwości, Samoobrony a nawet SLD. Jednocześnie partia rządząca rozmawia o koalicji z PSL, Samoobroną, Ligą Polskich Rodzin i chce rozmawiać z Platformą Obywatelską.
Każdy, kto bierze udział w negocjacjach, wie, że się używa jako straszaka alternatywnej możliwości zagrania z kim innym - tłumaczy Wojciech Wierzejski z LPR, nie łudząc się, że owa gra ma do czegokolwiek doprowadzić. Podobnie uważa PO. Jeśli państwo pytacie mnie, czy efektem tych rozmów będzie koalicja PO i PiS, to nie sądzę - mówi Donald Tusk, lider Platformy.
Co zatem ma być efektem? Codzienne rozmawianie z kim innym jest zawłaszczaniem kolejnych porcji elektoratu - wyjaśnia poseł Wierzejski. Mechanizm jest prosty: wyborca widzi, że PiS dogaduje się ze słabszymi, więc zaczyna wątpić, czy w ogóle warto na nich głosować. To, oczywiście wydaje się mało prawdopodobne, by udało się zawłaszczyć wszystkie elektoraty, ale jak pokazują sondaże, nieźle im do tej pory wychodzi - dodaje polityk LPR.
Jeśli rzeczywiście o to chodzi w rozmowach PiS-u, to wcześniejsze wybory są przesądzone.