Nawet 70 procent mniej energii z wiatru będzie można wyprodukować, zmieniając odległość wiatraków z 500 na 700 metrów od zabudowań mieszkalnych. Tak wynika z analizy Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. To odsunie inwestycje w farmy wiatrowe o 8-10 lat - tak w rozmowie z RMF FM mówi Janusz Gajowiecki, prezes Stowarzyszenia.
Zmiana ustawy wiatrakowej jest jednym z 37 kamieni milowych, które Polska ma zrealizować, aby spełnić wymogi wynikające z Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności i dostać pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy.
Obecnie obowiązuje ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, przyjęta w maju 2016 roku, a zgłoszona jako projekt poselski grupy posłów PiS.
W czwartek do rządowej ustawy, która miała odblokować energetykę wiatrową, poseł Marek Suski dołożył poprawkę zmieniającą kluczowy zapis - nie minimum 500 a 700 metrów ma wynosić minimalna odległość wiatraka od budynków mieszkalnych.
Zmieniliśmy odległość od elektrowni wiatrowej na 700 metrów, dotyczącą budynków mieszkalnych. Natomiast jeśli ktoś będzie chciał mieć budynki gospodarcze bliżej, to nie ma ograniczeń - podkreślił poseł.
Rzecznik PiS Rafał Bochenek mówił wtedy, że podobne rozwiązania obowiązują w wielu krajach europejskich. Podobne rozwiązania i odległości, a nawet większe, bo 800 metrów, obowiązują np. w Austrii - argumentował.
PiS proponowanymi zmianami chce wyjść naprzeciw żądaniom koalicyjnej Solidarnej Polski i - jak się zdaje - próbuje sobie zapewnić w ten sposób rządową większość do przegłosowania całej ustawy. Platforma i Lewica chcą odrzucenia zmian dotyczących odległości, a także tych, które mają pozwolić na przeprowadzanie referendów lokalnych, jeśli mieszkańcy będą przeciwni stawianiu wiatraków.
To polityka, a co mówią wyliczenia? One dowodzą, że powierzchnia, na której można będzie postawić wiatraki, skurczy się o ponad połowę: z około 8 procent przy założeniu planowanych pierwotnie 500 metrów do zaledwie 4 procent, gdy nowe wiatraki odsuniemy, wydawałoby się tylko, o 200 metrów dalej.
Każde 50 metrów, każde 20 metrów odgrywa już znaczącą rolę przy tak rozproszonej zabudowie, z którą mamy do czynienia - wyjaśnia Janusz Gajowiecki.
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej pokazuje analizy dla kilku gmin, które już miały plan stawiania farm wiatrowych. Przy zmianie o 200 metrów możliwe będzie zainstalowanie jedynie 4 z 13 turbin. W innym miejscu 10 z 35 i 5 z 11.
Takie inwestycje nie będą już opłacalne. To są lata. 8, 10 lat będziemy czekać na energię elektryczną z nowych źródeł - podkreśla Gajowiecki.
Oczywiście to opinia branży energetyki wiatrowej - podkreśla dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski. Resort klimatu nie pokazał swoich analiz, mimo że zachwalał własne rozwiązanie i odległość 500 metrów.