Tysiące osób zebrało się w przed gmachem Kongresu Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie, by zademonstrować swoje poparcie dla Izraela w konflikcie z Palestyńczykami. Uczestnicy wiecu podkreślali przede wszystkim, że walka Izraela jest tożsama z wojną Stanów Zjednoczonych przeciw terroryzmowi.

Porównywano Jasera Arafata do Osamy bin Ladena. Podkreślano że Waszyngton nie powinien nalegać, by Izrael zrezygnował z prawa do obrony wobec aktów terroru. Nie przypadkowo manifestacja odbyła się właśnie dziś, kiedy wciąż trwa bliskowschodnia misja sekretarza stanu Colina Powella. Demonstrujący wyrażali nadzieję, że misja się powiedzie. „Mogę się tylko modlić, by ta misja przyniosła wyniki. Mamy wielką nadzieję, że w regionie zapanuje pokój, ale do pokoju nie doprowadzi terror tylko rzeczywiste pragnienie pokoju. Bardzo ciężko teraz przewidzieć czego będą chcieli teraz Palestyńczycy, dlatego moim zdaniem rozwiązanie nie leży w gestii Izraela a zależy od Palestyńczyków. Mam nadzieję, że dokonają właściwego wyboru” – mówili demonstranci.

W imieniu prezydenta podczas wiecu przemawiał zastępca sekretarz obrony Paul Wolfowitz. Gdy mówił o tym, że Ameryka nie ustanie w walce z terroryzmem słychać było owacje. Gdy wspominał o prawie Palestyńczyków do życia we własnym kraju towarzyszyły mu okrzyki niezadowolenia.

22:30