Złamanie zasad bezpieczeństwa, brak nadzoru oraz zła organizacja pracy - to przyczyny sobotniego wypadku w kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. Takie są wstępne ustalenia Wyższego Urzędu Górniczego. W kopalni zginął górnik, który wpadł do wielkiego zbiornika na węgiel. Jego ciało odnaleziono w niedzielę wieczorem po czterdziestogodzinnych poszukiwaniach.
W miejscu, gdzie doszło do wypadku, montowano nowe urządzenie do transportu węgla. Robiła to trzyosobowa brygada, w tym górnik, który zginął. Pod nowym urządzeniem znajduje się stary taśmociąg. Przepisy mówią jasno - w czasie prac w tym miejscu taśmociąg powinien był wyłączony. Tego jednak nie zrobiono i dalej transportowano węgiel.
Na razie nie wiadomo, jak to się stało, że nagle górnik spadł na taśmociąg. Być może zachwiał się lub uderzył. Mógł także stracić przytomność, bo po upadku przejechał około 40 metrów na taśmociągu i wpadł do wielkiego zbiornika. Dopiero wtedy urządzenie zatrzymano. Jak usłyszał reporter RMF FM Marcin Buczek w Wyższym Urzędzie Górniczym, inspektorzy będą teraz ustalać kto konkretnie odpowiada za to zaniedbanie.
Do wypadku w Silesii doszło w sobotę 460 metrów pod ziemią. Górnik wpadł do głębokiego na ok. 25 metrów zbiornika w połowie wypełnionego węglem, po czym został przysypany. Ostatni raz mężczyzna był widziany na taśmociągu w chwili, gdy wpadał do zbiornika. Nie wiemy, jak się tam znalazł - powiedziała w rozmowie z reporterem RMF FM Marcinem Buczkiem Ewa Sztejna.
Zaraz po wypadku wydobycie w kopalni przerwano. Mężczyzny szukało 6 zastępów ratowniczych. Ratownicy sądzili, że na ślad pracownika naprowadzi ich sygnał emitowany z nadajnika umieszczonego w jego lampce. Okazało się jednak, że znaleziono jedynie lampkę z nadajnikiem. Ciało mężczyzny odnaleziono w niedzielę późnym wieczorem.
To już kolejny wypadek w śląskich kopalniach w tym miesiącu. 4 sierpnia 49-letni górnik zginął w należącej do Kompanii Węglowej katowickiej kopalni "Sośnica-Makoszowy".
Dwa dni wcześniej w kopalni Kompanii Węglowej "Chwałowice" w Rybniku 41-letni górnik kombajnista został podczas prac naprawczych dociśnięty elementem obudowy zmechanizowanej do przenośnika ścianowego.
1 sierpnia w innej kopalni Kompanii - "Piekary" w Piekarach Śląskich - 49-letni górnik doznał śmiertelnego urazu głowy podczas prac związanych z przemieszczaniem napędu wysypu przenośnika ścianowego.