Tragicznie zakończyły się poszukiwania górnika z kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. W niedzielę późnym wieczorem okazało się, że 29-letni mężczyzna nie żyje.Jego ciało odnaleziono w gigantycznym zbiorniku węgla,do którego wpadł.
Do wypadku w Silesii doszło w sobotę 460 metrów pod ziemią. Górnik wpadł do głębokiego na ok. 25 metrów zbiornika w połowie wypełnionego węglem, po czym został najprawdopodobniej przysypany. Ostatni raz mężczyzna był widziany na taśmociągu w chwili, gdy wpadał do zbiornika. Nie wiemy, jak się tam znalazł, próbujemy to ustalić - powiedziała w rozmowie z reporterem RMF FM Marcinem Buczkiem Ewa Sztejna.
Zaraz po wypadku wydobycie w kopalni przerwano. Na miejscu od wczoraj jest 6 zastępów ratowniczych. Ratownicy sądzili, że na ślad pracownika naprowadzi ich sygnał emitowany z nadajnika umieszczonego w jego lampce. Okazało się jednak, że znaleziono jedynie lampkę z nadajnikiem. Do poszukiwań wykorzystano psa, który wskazał kierunek, gdzie może znajdować się zaginiony.
Przedsiębiorstwo Górnicze Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, gdzie doszło do wypadku, jest spółką z większościowym udziałem czeskiego inwestora, który kupił kopalnię od Kompanii Węglowej. Wiosną tego roku, po ponad roku przygotowań i inwestycji, zakład wznowił wydobycie węgla. To pierwszy poważny wypadek, do którego doszło w tej kopalni od jej ponownego uruchomienia.
To już kolejny wypadek w śląskich kopalniach w tym miesiącu. 4 sierpnia 49-letni górnik zginął w należącej do Kompanii Węglowej katowickiej kopalni "Sośnica-Makoszowy".
Dwa dni wcześniej w kopalni Kompanii Węglowej "Chwałowice" w Rybniku 41-letni górnik kombajnista został podczas prac naprawczych dociśnięty elementem obudowy zmechanizowanej do przenośnika ścianowego.
1 sierpnia w innej kopalni Kompanii - "Piekary" w Piekarach Śląskich - 49-letni górnik doznał śmiertelnego urazu głowy podczas prac związanych z przemieszczaniem napędu wysypu przenośnika ścianowego.
Od początku roku w polskich kopalniach zginęło 19 osób.