Cztery ciosy w głowę, zadane tępym narzędziem, były przyczyną śmierci 44-letniej Agnieszki W. ze Zgorzelca - takie są wyniki oględzin i sekcji zwłok kobiety. Jak poinformowała ponadto na konferencji prasowej Violetta Niziołek z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze, kobieta zginęła najprawdopodobniej wczoraj rano, a więc przed wypadkiem drogowym w pobliżu Bogatyni, w którym zginęli jej mąż i trójka ich dzieci. "Na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy to Robert W. zadał śmiertelne ciosy swojej żonie" - podkreśliła prokurator.
Jak zaznaczyła, śledczy biorą pod uwagę kilka wariantów tragicznych wydarzeń.
Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy Robert W. dokonał tzw. samobójstwa rozszerzonego. Nie możemy wykluczyć, że np. Robert W. zasłabł za kierownicą - powiedziała.
Dopytywana, czy Agnieszkę W. mógł zabić ktoś inny, prokurator odparła: W tej chwili nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Przesłuchiwani są sąsiedzi, rodzina i mamy nadzieję, że uda nam się ustalić, czy od momentu opuszczenia mieszkania przez Roberta W. wraz z dziećmi ktoś mógł ewentualnie do tego mieszkania wejść i kiedy tak naprawdę Robert W. opuścił to mieszkanie - czy wczesnym porankiem, czy też bezpośrednio przed tym, jak wsiadł do samochodu i udał się w kierunku Bogatyni.
Według przekazanych przez prok. Niziołek informacji, w mieszkaniu, w którym znalezione zostało ciało Agnieszki W., zabezpieczono narzędzie, przy życiu którego kobiecie prawdopodobnie zadane zostały śmiertelne ciosy.
Policjanci udali się do mieszkania Agnieszki W. wczoraj po południu, by zawiadomić ją o tragicznym wypadku, w którym zginęli jej mąż i trójka dzieci. Mieszkanie było zamknięte. Decyzję o wyważeniu drzwi - jak podała prok. Niziołek - policjanci podjęli po konsultacji z bratem Agnieszki W. i w związku z tym, że w mediach pojawiły się już informacje o wypadku.
Robert W. i troje dzieci małżeństwa - w wieku 6, 11 i 13 lat - zginęli wczoraj około południa w czołowym zderzeniu auta osobowego, którym jechali, z ciężarówką.
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że 44-latek - z nieznanych na razie przyczyn - zjechał na przeciwległy pas ruchu wprost pod koła tira. Osobówka jechała bardzo szybko, z prędkością nawet 150 km/h, kierowca nie hamował, a dzieci nie były przypięte pasami. Jak podała prok. Niziołek, z relacji kierowcy ciężarówki wynika, że "Robert W. nie wykonywał żadnych manewrów obronnych".
Nic nie wskazuje na to, by wcześniej sprawca wypadku zabił swoje dzieci - zaznaczyła również prok. Niziołek.
Jak podała, planowane są sekcje zwłok 44-latka i dzieci, ale ze względu na stan ciał mogą pojawić się problemy z ich przeprowadzeniem albo może być to długi proces.
Obecnie trwają przesłuchania rodziny, sąsiadów i nauczycieli.
Z dotychczasowych informacji wynika, że była to normalna rodzina. Nie było prowadzonej "niebieskiej karty", nie było interwencji policji. Mężczyzna, który zginął w wypadku, pracował zawodowo, dochody tej rodziny były w miarę wysokie. Sąsiedzi w sposób bardzo pozytywny wypowiadali się o tej rodzinie - podkreśliła prokurator.
(edbie)