W renomowanym czasopiśmie naukowym "Environmental Geochemistry and Health" opublikowano materiał, z którego wynika, że tereny przy składowiskach kombinatu w Krakowie są skażone metalami ciężkimi. Stężenia niektórych z nich przewyższają normy nawet kilka razy dla III klasy gruntów. Co ciekawe, część danych w nim przedstawionych została "zaszyfrowana". Sprawą zajął się dziennikarz RMF MAXXX i przekazał wyniki publikacji Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Krakowie.
Celem naukowców z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej - jak sami wspominają w swojej publikacji - było określenie wpływu składowiska popiołu hutniczego na glebę, środowisko i atmosferę. Z tekstu wynika, że jednego dnia pobrano 11 próbek z trzech głębokości 0-20, 20-40 i 40-60 cm. W obrębie składowisk i otaczających je gleb i gruntów sprawdzono stężenia kadmu (Cd), chromu (Cr), miedzi (Cu), żelaza (Fe), manganu (Mn), niklu (Ni), ołowiu (Pb), tytanu (Ti ), cynku (Zn), litu (Li), strontu (Sr), wanadu (V). Dodatkowo zmierzono emisje metanu (CH4) i dwutlenku węgla (CO2).
Szczerze powiem, że jestem trochę zawstydzony, że nie dotarłem do tych wyników sam, ale na swoją obronę powiem, że były zaszyfrowane, tzn. nie była podana nazwa, ani też lokalizacja składowiska. Te wyniki pomimo, że są wstępne, w 100 proc. potwierdzają wcześniejsze ustalenia, o których mówiłem we wszystkich artykułach RMF-u, i badania nie tylko moje, ale również naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego - przyznaje prof. Mariusz Czop z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej.
Według publikacji na terenie badanego składowiska i badanych terenach występują podwyższone, nienaturalne stężenia właściwie wszystkich metali, natomiast poziom stężeń trzech z nich: kadmu, ołowiu i cynku, jest tak wysoki, że przekracza normatywy rozporządzenia ministra środowiska z 2016 roku dla III grupy gruntów.
Największe przekroczenia dotyczą toksycznych metali, to znaczy: ołowiu, cynku i kadmu - wyjaśnia profesor Czop, który przeanalizował dla nas zebrane dane i wykresy.
Naukowcy zwracają uwagę, że doszło do dużej akumulacji zanieczyszczeń w glebie, mogą się one uwalniać w dużych ilościach do roślin w związku z tym, że zmienia się pH gleby. Badacze zalecają w swoim podsumowaniu, konieczność wykonania pełniejszych, kompleksowych badań w tym również uwzględniających problem zanieczyszczenia wód podziemnych - tłumaczy. Przypomnijmy, że na ten aspekt zwracaliśmy uwagę już we wspólnej publikacji "Gazety Krakowskiej" i RMF MAXXX w 2018 roku.
Badacze, którzy opublikowali swoje wyniki w czasopiśmie naukowym uważają, że zanieczyszczenia mogą migrować na tereny przyległe, a co za tym idzie, może to generować zagrożenie dla środowiska, a w szczególności dla organizmów żywych. Zaznaczają oni również, że dalsze badania są niezbędne do oceny jakości gleby i wypłukiwanie metali ciężkich ze składowiska. Zalecają oni kolejne badania; powinny one dotyczyć możliwości wymywania analizowanych analizowanych metali ciężkich oraz ich migracja do wód podziemnych i do przepływów powierzchniowych m.in. do sąsiedniej rzeki (chodzi o Wisłę).
Migracja - przenoszenie się zanieczyszczeń - może generować poważne zagrożenie dla środowiska wodnego oraz roślin - podsumowują naukowcy. Badania powinny zostać przeprowadzone ze względu na rolniczą działalność prowadzoną przez okolicznych mieszkańców wokół składowiska i wynikającą z tego potencjalną akumulacje metali ciężkich w produkowanych uprawach, co może stanowić zagrożenie dla człowieka.
Okazało się, że nie tylko na terenie składowiska, ale także w jego najbliższym otoczeniu, przy terenach użytkowanych rolniczo, gdzie rośnie zboże, występują dosyć poważne przekroczenia metali ciężkich w glebach i gruntach. Te poziomy są kilka razy wyższe od norm dla III grupy gruntów - tj. lasów i terenów nieużytków - wyjaśnia profesor Czop. Mając jednak na uwadze bardziej restrykcyjne normatywy dla gruntów grupy II - tj. pól uprawnych i łąk, które są tuż obok przekroczenia są nawet kilkunastokrotne - dodaje.
Przypomnijmy, że w 2018 roku, naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej i Uniwersytetu Jagiellońskiego wykryli w próbkach z kompleksu składowisk przy ul. Dymarek, wysokie zawartości ołowiu, cynku kadmu, czy rtęci. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, zapewniał nas wtedy, że nie ma tam takich substancji. Składowisko odpadów, szlam zawiera tlenki żelaza, tlenki wapnia, krzem, związki magnezu i glinu - mówił wówczas reporterowi RMF MAXXX Przemkowi Błaszczykowi Ryszard Listwan, zastępca Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. Dopytywany, czy na składowisku występują metale ciężkie, odpowiadał: Nie ma tam metali ciężkich. Dlatego odpady te zakwalifikowane są jako inne niż niebezpieczne.
Dodatkowo w październiku 2019 roku Barbara Żuk, Małopolski Inspektor Ochrony Środowiska, zapewniła, że odpady nie zagrażają środowisku: nie wpływają na wody podziemne i powierzchniowe oraz gleby - nie ma też rtęci w odciekach składowiska należącego do ArcelorMittal.
To na tej podstawie swoje postępowanie umorzyła także prokuratura.
Próbowaliśmy spotkać się z naukowcami, którzy opublikowali wyniki w czasopiśmie naukowym "Environmental Geochemistry and Health". To się nie udało. Według Anny Żmudy-Muszyńskiej rzecznik prasowej AGH, były to badania skoncentrowane na badaniach metanu i dwutlenku węgla w atmosferze. Autorzy nie chcą komentować swoich wyników ze względu na brak reprezentatywności. Badania miały charakter pilotażowy, bardzo wstępny, więc te wyniki są po prostu niereprezentatywne i na ten moment, dlatego właśnie naukowcy nie chcą ich komentować.
Co ciekawe, autorzy publikacji poświęcają na badania metanu i dwutlenku węgla marginalną część tekstu. Tytuł artykułu w języku angielskim to: "Impact of the landfill of ashes from the smelter on the soil: case study from the South Poland, Europe", co w tłumaczeniu na język polski oznacza "Wpływ składowiska popiołów z zakładu hutniczego na środowisko glebowe: przykład z Polski południowej w Europie". Wskazuje on jasno, że głównym tematem opracowania są badania gleb i gruntów oraz ocena wpływu składowiska na gleby i grunty w jego otoczeniu.
W tekście naukowcy nie potwierdzają emisji metanu. Jeżeli chodzi o dwutlenek węgla, autorzy stwierdzają że: "zarejestrowane wartości strumienia dwutlenku węgla nieznacznie różnią się od naturalnych wartości dla uwalniania tego gazu z gleb do atmosfery w innych regionach na świecie" (ang. "The recorded values of carbon dioxide flux do not differ significantly from natural values of that gas released from soils to the atmosphere in other regions of the world").
Reszta artykułu dotyczy zanieczyszczeń i skażenia.
Ponieważ wyniki wykazały przekroczenia metali ciężkich w glebie poza terenem składowiska, zapytaliśmy przedstawicielki AGH, czy ze względu na prowadzone postępowanie dotyczące możliwości wystąpienia szkody w środowisku, zostały one zgłoszone do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Badania te nie zostały zgłoszone żadnym służbom, które zajmują się na co dzień ochroną środowiska, z tego względu, że są to badania właśnie niereprezentatywne - tłumaczy rzecznik AGH.
W publikacji naukowcy nie wskazują lokalizacji badanego obszaru, nie używają znanych wszystkim nazw, Wisłę, przy której zlokalizowane są składowiska, nazwano "rzeką", a sam artykuł przedstawiający wyniki ma tytuł: "Wpływ składowiska popiołów z zakładu hutniczego na środowisko glebowe: przykład z Polski południowej w Europie". Szczegółowy szkic lokalizacyjny, czyli mapka lokalizująca składowisko obejmuje jedną czwartą Polski, od Katowic, aż po granice z Ukrainą. Tylko na przybliżonej mapie badanego obszaru, odwzorowaniu terenu, drogach dojazdowych, specyficznym układzie Wisły, kanale portowym, polach uprawnych w okolicy, można domyślić się, że chodzi właśnie o składowiska przy ul. Dymarek w Krakowie.
Układ ten potwierdza także ortofotomapa z Geoportalu Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii.
Zapytaliśmy więc rzecznika AGH, czy badania były realizowane na zlecenie ArcelorMittal Poland i czy naukowcy mieli zgodę koncernu na ich wykonanie. Odpisano nam, że: Badanie było prowadzone wyłącznie jako praca statutowa katedry. Nie było realizowane na niczyje zlecenia i co najważniejsze, w badaniu nie jest podana lokalizacja. W związku z tym autorzy nie chcą odnosić się do ich wyników."
Wyniki opublikowane w czasopiśmie naukowym "Environmental Geochemistry and Health" przekazaliśmy do Regionalne Dyrekcji Ochrony Środowiska. Przypomnijmy prowadzi ona postępowanie w sprawie bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku dotyczącego składowisk huty przy ul. Dymarek w Krakowie. Trwa postępowanie dowodowe i jak najbardziej jest to nowy dowód, który przeanalizujemy i uwzględnimy podczas naszego postępowanie - zapewnia Ada Słodkowska-Łabuzek. Jak długo postepowanie w sprawie "szkody w środowisku" jeszcze potrwa? Tego na razie nie wiadomo.
Nadal nie powołano specjalnego zespołu, który kompleksowo zbada stan skażenia terenów miejskich, jak i wód podziemnych w rejonie nowohuckiego kombinatu. Do dzisiaj na obszarze krakowskiej huty, ale również na terenach wokół niej, które przejęło miasto, nie wykonano transparentnych, kompleksowych badań gleb, gruntów i wód podziemnych, chodzi o występowanie toksycznych substancji: choćby metali ciężkich, rtęci, ale też dioksyn, WWA, czy fenoli.
Wspomniane związki organiczne nie są badane w Polsce w ramach monitoringu środowiska w otoczeniu zakładów metalurgicznych. W krajach zachodnich np. we Włoszech są one standardem. Tego typu przedsiębiorstwa są jednymi z ważniejszych źródeł emisji kancerogennych i mutagennych dioksyn.
Jako niechlubny przykład w tym zakresie jest często wymieniana Huta Ilva w Taranto na południu Włoch, która emitowała blisko 9% sumy dioksyn w całej Unii Europejskiej, a w jej sąsiedztwie odnotowano wysokie wskaźniki zachorowań na raka oraz rzadkich genetycznych chorób dzieci.
Warto wiedzieć, że pod koniec maja 2021 r. po 5 latach postępowania sądowego dwaj właściciele Huty Ilva zostali skazani na ponad 20-letnie wyroki więzienia, za długotrwałą emisję toksycznych dioksyn i pyłów która przyczyniła się do śmierci i zachorowań na raka wielu ludzi. Wraz z nimi skazano również 24 osoby w tym: kierowników huty, naukowych konsultantów i lokalnych polityków. Burmistrz miasta Rinaldo Melucci z zadowoleniem przyjął orzeczenie sądu, mówiąc, że Taranto przez lata cierpiało z powodu "masakry" dla zysku - informował w maju Reuters.