W Polsce ręcznie steruje się poziomem trudności egzaminów. Według tajnych wytycznych, co roku maturę musi zdać 80 procent przystępujących do egzaminu dojrzałości. Jak ustalili reporterzy śledczy RMF FM, Centralna Komisja Egzaminacyjna w tajemnicy przeprowadza badania oceniające wiedzę uczniów. Wyniki mają pomóc w ustaleniu poziomu trudności egzaminów zewnętrznych - np. matur czy testów gimnazjalnych.
Badania - jak wynika z naszych ustaleń - przeprowadzane są w losowo wybranych miejscowościach tak, by odzwierciedlały najdokładniej ogólną wiedzę uczniów w konkretnym regionie. Klasówki z danych szkół są później analizowane przez ekspertów z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Jak mówi nieoficjalnie nasz rozmówca z MEN-u, operacja jest tajna. Nauczyciele, którzy te klasówki przeprowadzają, nie mają pojęcia, że biorą udział w badaniu.
I tak, jeśli na podstawie badań okaże się, że połowa uczniów w Polsce nie radzi sobie z jakimś rodzajem zadań z matematyki, to - według naszych rozmówców - później, na maturze nie znajdziemy go w egzaminacyjnym zestawie pytań. Poziomem trudności egzaminu steruje się w ten sposób, że z grupy zwykle około tysiąca zadań wybiera te łatwiejsze lub trudniejsze, w zależności od wyników - twierdzi przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk, profesor Bogusław Śliwerski.
Według niego, Centralna Komisja Egzaminacyjna steruje poziomem trudności egzaminów maturalnych na polecenie polityków. Chodzi o utrzymanie wyników w sondażach poparcia. Politycy traktują egzaminy państwowe jako sprawdzian jakości własnej władzy - wyjaśnia. I dlatego określany jest minimalny procent uczniów, którzy mają zdać egzamin. O jakości wykształcenia pokolenia nie decyduje to pokolenie i jego rzeczywista wiedza oraz kompetencja, tylko politycy, którzy oczekują takiego ustawienia trudności zadań, aby ta zdawalność była jak najwyższa - dodaje Bogusław Śliwerski.
Profesor zwraca uwagę także na aspekt finansowy. Zaznacza, że upraszcza się testy egzaminacyjne, pozbawiając je pytań otwartych, by sprawdzanie było łatwiejsze i mniej kosztowne. Bo - jak wyjaśnia - do sprawdzenia zadań otwartych potrzeba większej liczby egzaminatorów. Zadania zamknięte sprawdza komputer. Zdaniem Śliwerskiego, w konsekwencji uczniowie uczą się, jak wypełniać testy, a nie jak myśleć logicznie.
Były szef CKE Krzysztof Konarzewski przyznaje, że obecny system egzaminowania daje możliwości ręcznego sterowania. Jak mówi, jest możliwe doprowadzenie do upadku rządu przy pomocy fatalnych wyników egzaminów maturalnych. Jeżeli byłbym nieuczciwym dyrektorem CKE, to mógłbym przyjąć takie zamówienie od politycznej opozycji, by w tym roku nie zdało matury na przykład 50 procent uczniów. Wówczas rząd upadnie. To można zrobić, oczywiście - przyznaje Krzysztof Konarzewski.
Jednocześnie jednak zapewnia, że CKE nie stosuje ręcznego sterowania trudnością testów w celach politycznych. Chodzi o utrzymanie stałego poziomu zdawania egzaminów.
W Polsce brakuje jednolitego programu nauczania, a co za tym idzie mamy nierówne szanse dostania się na studia. Krzysztof Konarzewski nie wyjaśnia jednak, dlaczego zamiast poprawić program, podnieść poziom nauczania - obniża się poziom egzaminów. Tym bardziej, że - jak twierdzą pracownicy uczelni - z roku na rok poziom absolwentów szkół ponadgimnazjalnych jest coraz niższy.
W rozmowie z naszymi dziennikarzami dyrektor Departamentu Sprawdzianów i Egzaminów doktor Marcin Smolik z CKE przyznaje, że Komisja prowadzi tajne badania pilotażowe egzaminów maturalnych i gimnazjalnych. Ale - jego zdaniem - nie chodzi o sterowanie poziomem trudności testów, a o testowanie samych zadań - tak, by były one dla uczniów jak najbardziej przejrzyste i zrozumiałe.
Zadania tworzą ludzie, mogą popełniać w nich błędy, mają własną ocenę poziomu ich trudności - tłumaczy Smolik. Według niego, celem badań jest wyeliminowanie pomyłek i podniesienie jakości egzaminów. Chodzi o to, by zobaczyć czy zadanie, które autorzy wymyślili i wydaje im się, że jest dobre, działa tak, jak sobie zaplanowali - mówi szef wydziału sprawdzianów i egzaminów CKE.
Problem w tym, że jakość egzaminów nie idzie w parze z jakością wiedzy. Z roku na rok obniża się poziom absolwentów - twierdzi z kolei Arkadiusz Gruchała, dziekan SGGW w Warszawie odpowiedzialny za rekrutację. Mówimy wręcz, że człowiek, który się zjawia na studiach, dopiero uczy się uczyć - zaznacza dziekan. Według niego, problemem jest uczenie się wyłącznie do testów oraz coraz mniejsza wiedza po ukończeniu szkoły średniej.