Szpital w kujawsko-pomorskim Lipnie nie przyjął pacjentki z udarem mózgu. Kobieta została odesłana do lekarza rodzinnego, ale dzień później zmarła. Sytuacją zajmie się komisja ds. orzekania zdarzeń medycznych, rodzina planuje też zgłosić sprawę do prokuratury.
28 września 68-letnia pani Jolanta źle się poczuła. Jej córka Alina zabrała ją do szpitala w Lipnie.
Mama była bardzo słaba, nie była w stanie sama chodzić. Mówiłam, że są zaburzenia mowy, ma bardzo wysokie ciśnienie i traci równowagę - opowiada pani Alina. Dodaje, że lekarka obecna na oddziale ratunkowym nawet nie zbadała pacjentki, tylko od razu poleciła skierować ją do lekarza rodzinnego. Ten po badaniu stwierdził, że konieczna jest hospitalizacja i na życzenie rodziny skierował 68-latkę do szpitala we Włocławku - jej córka obawiała się bowiem, że lecznica w Lipnie znów odmówi przyjęcia. Dzień później pani Jolanta zmarła.
Dyrekcja lipnowskiego szpitala przyznaje, że 68-latka rzeczywiście trafiła do lecznicy 28 września. O jej odesłaniu miała zadecydować naczelna pielęgniarka, która nie zauważyła niepokojących objawów.
Być może lekarz, który pełnił dyżur w SOR-ze, udzielił pielęgniarce jakiejś porady, prawdopodobnie miało to miejsce - mówi dyrektor Jerzy Szyjkowski i przyznaje, że pacjentka nie została zbadana na miejscu. Zastrzega jednak, że na razie nie chce wyrokować, kto zawinił.
Córka pani Jolanty złożyła skargę do dyrekcji szpitala, zawiadomiła też komisję ds. orzekania o zdarzeniach medycznych i okręgowe komisje lekarskie. W najbliższym czasie zamierza też skierować sprawę do prokuratury.