Minister Lech Czapla, któremu marszałek Sejmu przyznała w ubiegłym roku nagrody na łączną sumę ponad 65 tysięcy złotych, ceni gest Ewy Kopacz i wicemarszałków, którzy przekazali swoje (znacznie niższe) nagrody na cele charytatywne. Ze swojej nagrody nie zamierza jednak rezygnować. Jak stwierdza w rozmowie z Tomaszem Skorym, "ma w tej sprawie inne refleksje".
Tomasz Skory: Jak się pan czuje ze świadomością, że dostał pan nagrodę o 20 tysięcy wyższą, niż sam Marszałek Sejmu?
Lech Czapla: Niekomfortowo. Nie jest to dla mnie sytuacja, którą mogę pokazywać jako, powiedzmy, sukces osobisty. Uważam, że jest wprost przeciwnie, że powinna być pewna gradacja - również wynagrodzenia. Dlatego ta sytuacja nie jest dla mnie komfortowa.
Ma pan jakiś pomysł, jak zażegnać tę niekomfortową sytuację, kiedy - bądź co bądź - podwładny drugiej osoby w państwie dostaje nagrodę wyższą niż ona sama?
Sądzę, że refleksja powinna iść w kierunku likwidacji nagród dla tzw. Erki. Można wyobrazić sobie taką sytuację, kiedy to narzędzie, ten element wynagradzania zostanie zlikwidowany, przy jednoczesnym, oczywiście, włączeniu w podstawy angażowe tej małej gromady ludzi. W sumie to jest około 200 osób na najważniejszych stanowiskach w Polsce.
Czyli innymi słowy "nie nazywajmy tego nagrodami, tylko włączmy to zwyczajnie do uposażenia"?
Tak jest. To jest dla mnie jedno z rozwiązań możliwych, które powoduje pewną czystość nawet w relacjach między podwładnymi. Też bym to sobie cenił.
Nie ma pan pokusy, żeby teraz ze względu na ten "brak komfortu" przeznaczyć tę nagrodę, czy część tej nagrody na jakieś cele charytatywne? Tak, jak pokazało Prezydium Sejmu, które właśnie tak się zachowało, kiedy wytknięto im, że przyznali sobie nagrody?
Owszem, Prezydium Sejmu tak zareagowało i bardzo cenię tę reakcję. Natomiast w moim przypadku... mam inne refleksje w tej sprawie.
Czyli "nie!"?
Czyli "nie!"