Najwcześniej w poniedziałek zostanie przesłuchany kierowca autokaru, który spowodował tragiczny wypadek w Świdnicy na Dolnym Śląsku. Wczoraj kierowany przez niego pojazd wbił się w wiadukt kolejowy. Rannych zostało ponad 30 osób, głównie dzieci. Śledztwo w sprawie wypadku wszczęła już świdnicka prokuratura.
Śledczy liczą, że przez weekend mężczyzna nabierze sił i będzie mógł odpowiedzieć na ich pytania. Na razie wciąż jest pod opieką psychologa. Dopóki lekarze na to nie pozwolą, nie będą wykonywane czynności procesowe z jego udziałem. Być może w poniedziałek ta sytuacja się zmieni i mężczyzna będzie mógł złożyć wyjaśnienia - powiedział reporterce RMF FM Wojciech Wybraniec z dolnośląskiej policji. Funkcjonariusz dodał, że przebywający w szpitalu kierowca cały czas jest pilnowany: Kierowca spowodował poważne zdarzenie drogowe. Pilnują go policjanci tylko i wyłącznie po to, żeby nie doszło do jakiegoś nieszczęśliwego zdarzenia. Posłuchaj:
Prokuratorzy sprawdzają, czy droga, na której doszło do wypadku, była prawidłowo oznakowana. Kilkaset metrów przed wiaduktem, w który wbił się piętrowy autobus, stoi co prawda znak zakazujący wjazdu samochodom wyższym niż 2,90 m. Sprawdzamy czy ostrzeżenie nie powinno być powtórzone jeszcze raz, bliżej wiaduktu - stwierdził Marek Rusin z świdnickiej prokuratury. Wątpliwości co do oznakowania trasy mieli bowiem świadkowie wypadku. Posłuchaj:
W świdnickim szpitalu Latawiec przebywa nadal trzynaścioro dzieci. Ich stan jest dobry, ale na wszelki wypadek cały weekend spędzą pod opieką lekarzy. Wczoraj wieczorem do szpitala zgłosiła się dziewczynka, która co prawda zaraz po zdarzeniu wróciła do domu, ale późnym popołudniem zaczęła uskarżać się na bardzo silne bóle głowy. Na szczęście tomografia komputerowa nie wykazała niczego podejrzanego.
Do szpitala w Wałbrzychu przewieziono jedną z opiekunek. Kobieta została bardzo ciężko ranna w wypadku. W wałbrzyskiej placówce przeszła skomplikowaną operację neurochirurgiczną głowy. Jak jednak mówią lekarze, najgorsze jest już za nią.