Jakub Walkowiak jest zawodowym strażakiem, który na co dzień służy w jednostce w Grodzisku Wielkopolskim. Poza pracą, pasjonuje się też podróżami. Kiedy kilka z nich odbył do Afryki, przyglądał się pracy tamtejszych strażaków. Nie dawało mu spokoju to, co zobaczył w okolicach Butiamy w Tanzanii. Najbliższa jednostka straży jest oddalona około 50 km od miasta. Jego mieszkańcy z pożarami czy wypadkami drogowymi muszą więc radzić sobie na własną rękę, bo zanim strażacy pokonają okoliczne bezdroża – na pomoc może być już za późno.

Cel podczas pierwszej wizyty wielkopolskiego strażaka w Tanzanii był zupełnie inny. Chciał zdobyć Kilimandżaro. Na miejscu nawiązał jednak współpracę z polskimi misjonarzami. To od nich dowiedział się o kłopotach okolicznych mieszkańców z ewentualną pomocą straży. Wspólnie z jednym z misjonarzy - Danielem Hincem - postanowili to zmienić. Wpadli na pomysł akcji "Gasimy Afrykę". Idea była prosta - trzeba kupić wóz, dostarczyć go do Tanzanii, przeszkolić i przygotować miejscowych ochotników do służby. Pierwszy z punktów udało się już zrealizować.

Mercedes, który ma pojechać do Butiamy kilka dni temu dotarł do Wielkopolski. Jakub Walkowiak sprowadził go z Niemiec, gdzie służył w straży pożarnej. Po żmudnych poszukiwaniach udało się znaleźć taki wóz, który mimo swojego wieku ma bardzo niewielki przebieg. Po sprowadzeniu auta do Polski jego licznik wskazuje niewiele ponad 29 tysięcy przejechanych kilometrów. To rzadkość, bo świadczy o tym, że w dotychczasowej służbie, wóz pokonywał około tysiąca kilometrów rocznie. Potwierdza to stan kabiny, silnika, zawieszenia czy podstawowego osprzętu. Dokładnie przyjrzał mu się kolega strażaka, specjalista od pojazdów terenowych Roman Wasik, który pomógł w wyborze wozu. Teraz wspólnie z Jakubem Walkowiakiem przygotowują go do długiej podróży.

Wóz będzie teraz przechodził teraz pierwsze testy terenowe. Chcemy zobaczyć jak się sprawuje na trudnej drodze i jak funkcjonują napędy. Pierwsza obserwacja mówi jasno - auto zachowuje się jakby wczoraj wyjechało z salonu, wygląda to wszystko bardzo dobrze. Było mało używane, dlatego musimy poddać je takim większym obciążeniom. Czeka nas trasa w wysokich temperaturach, to będzie kilka tysięcy kilometrów w Afryce, gdzie potem wóz ma służyć. Musimy przetestować wszystkie podzespoły czy nie zawiodą tam na miejscu - tłumaczy Roman Wasik.

To, że auto nie ma skomplikowanych i nowoczesnych mechanizmów również miało znaczenie przy jego zakupie. Choć ten konkretny model ciężarowego mercedesa uchodzi wśród znawców za auto praktycznie bezawaryjne - jest również łatwy w serwisowaniu. Zanim wyruszy w trasę ekipa planuje jeszcze wymienić w nim opony na takie, które lepiej sprawdzą się w afrykańskich warunkach. By jednak móc zrealizować polsko-tanzańską misję, wóz trzeba jeszcze wyposażyć w podstawowy strażacki sprzęt.

Samochód jest wyposażony w niezawodną motopompę, nazywaną przez strażaków jego "sercem". Oprócz niej w jednym z luków znajduje się też wąż z prądnicą do tzw. szybkiego natarcia. Na tym jednak wyposażenie auta się kończy. Żeby mercedes mógł służyć strażakom w Afryce trzeba umieścić w nim sporo sprzętu. Od węży, przez agregat prądotwórczy po podstawowy sprzęt ratunkowy i ochronny dla strażaków. Część ekwipunku uda się pozyskać od zaprzyjaźnionych jednostek OSP, część od prywatnych sponsorów. Jeśli chodzi o resztę - pomysłodawcy akcji "Gasimy Afrykę" cały czas poszukują chętnych do współpracy partnerów. Razem z fundacją "Mają przyszłość" uruchomili też internetową zbiórkę pieniędzy.

Plan jest taki, by do Afryki wyruszyć kiedy tylko sprzęt będzie już kompletny i uda się zebrać środki na paliwo. Ekipa z Polski wyruszy autem na kołach. Najpierw do Grecji, gdzie wóz zostanie spakowany na prom. Po pokonaniu morza, z Aleksandrii w Egipcie wyprawa ruszy dalej na południe. Pojadą wzdłuż Nilu - przez Sudan, Etiopię, Kenię aż dotrą do Tanzanii. W sumie strażaków i ich pomocników czeka pokonanie ponad 10 tys. kilometrów. 

Opracowanie: