Strajkujący lekarze szpitalu na ul. Banacha w Warszawie – od 1 czerwca nie wypełniają dokumentacji do Narodowego Funduszu Zdrowia. To oznacza, że już za kilkanaście dni placówka zostanie bez pieniędzy.

Związkowcy z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy zdecydowali, że jeszcze przez co najmniej tydzień będą protestować w ten sposób.

Nadal nie wiadomo zatem czy w lipcu nie trzeba będzie przenosić pacjentów do innych szpitali. Podczas burzliwej narady lekarzy z OZZL zdecydowana większość z nich opowiedziała się za utrzymaniem formy protestu. W przypadku, gdy rządowe negocjacje nie powiodą się, w lipcu w szpitalu na Banacha nie będzie pieniędzy ani na leki, ani na pensje.

Leczenie każdego pacjenta jest dokładnie opisywane, a tworzony na bieżąco raport trafia do Narodowego Funduszu Zdrowia. Ten do połowy lipca powinien przelać na szpitalne konto pieniądze za wykonane usługi medyczne.

Odrobienie zaległości może potrwać kilka tygodni. Strajk trwa 6 tygodni i nic się nie wydarzyło. Część kolegów uważa, że trzeba po prostu uciec się do tego typu radykalnej formy - mówi Maciej Jędrzejowski, szef komitetu strajkowego.

Strajkujący od kilku tygodni medycy domagają się m.in. wyższych płac - chcą łącznie 1 mld zł na podwyżki (tylko dla ich grupy zawodowej), zagwarantowania procentowego wzrostu nakładów na ochronę zdrowia - 5 proc. PKB w 2008 r. i 6 proc. PKB w 2009 r. (obecnie jest to 4 proc.) oraz prywatyzacji publicznych zakładów opieki zdrowotnej.